Na ile procent ocenia pani zakończony sezon - 99, a może 120?
Agnieszka Radwańska: Myślę, że zrobiłam wszystko, co było można. A może nawet więcej. Zakończenie sezonu na 10. miejscu to osiągnięcie, nawet jeśli po drodze przegrało się jeden czy dwa ważne mecze. Nie spodziewałam się takiego skoku, kiedy w styczniu zaczynałam sezon pod koniec trzeciej dziesiątki. Myślałam o wejściu do dwudziestki, żartowałam, że chciałabym mieć jedynkę na początku. O ścisłej czołówce nawet nie marzyłam, a przez chwilę byłam nawet dziewiąta. Zaskoczyłam samą siebie.
Jaki był pani najlepszy moment w tym sezonie?
Było ich sporo, trudno wybrać jeden. Ale chyba najbardziej cieszyły mnie dwa ćwierćfinały wielkoszlemowe. Dotrwanie do drugiego tygodnia na takim turnieju daje niesamowitą radość. Świadomość, że razem z garstką najlepszych ocalało się z tego tłumu tenisistów, którzy grali w pierwszych rundach.
A moment najgorszy?
Kontuzje. Ból i bezsilność, kiedy chciałoby się wygrywać, a nic nie można zrobić. Najgorzej było po Roland Garros, kiedy miałam uraz przedramienia. Potem przed igrzyskami też było fatalnie z moją ręką. Igrzyska to wprawdzie nie jest wielki szlem, gdzie są skumulowane punkty i pieniądze, ale to był ważny cel. Ale za cztery lata odbędą się w Londynie. Pewnie na trawie, czyli nawierzchni która bardzo mi odpowiada. Ma nadzieję, że powalczę o medale.
>>>Radwańska na ławce rezerwowych
A mistrzostw WTA pani nie szkoda? Chyba przykro być pierwszą pod kreską?
Ja to miejsce rezerwowej uważam za duży sukces. Wcześniej nikt by nie przypuszczał, że w ogóle będę się liczyć w tej rywalizacji. Nie udało się, trudno. Mam nadzieję, że w przyszłym roku o tej porze wciąż będę w czołówce i znów będę walczyć o mistrzostwa. Może tym razem skuteczniej.
To turniej, który dość znacznie się różni od innych, pulą nagród 4,5 mln dolarów i luksusową oprawą.
Szejkowie zapewniają nam wszelkie luksusy. Każda z dziewczyn ma na stałe własnego kierowcę, do dyspozycji trzy pokoje w najlepszym hotelu. Będę tam na równych warunkach, co dziewczyny z podstawowego składu. To dotyczy też obowiązków, mam rozplanowane sesje autografowe, treningi z dziećmi, kolacje ze sponsorami. A czy zagram? Kontuzja może się komuś przytrafić nawet dwie minuty przed meczem. Aż do piątku, do startu ostatniego meczu fazy grupowej muszę być w pogotowiu.
>>>Czy któraś z sióstr Williams pomoże Agnieszce?
Gdyby los się do pani uśmiechnął, na kogo wolałaby pani trafić w grupie?
To chyba nie ma znaczenia, przecież to ścisła czołówka. Raczej nie na siostry Williams i nie na Jankovic, bo ostatnio gra chyba najlepiej. Ivanovic też nieźle sobie radzi, ale z nią chętnie zagrałabym rewanż za turniej z Linzu sprzed tygodnia. Może jeszcze wybrałabym Kuzniecową. Ale trudno wybierać, każda może być groźna. Można trafić tylko źle, albo jeszcze gorzej.
Ma pani już zaplanowane wakacje od tenisa?
Jeszcze nie. Na pewno będzie chwila na odpoczynek w listopadzie. Pewnie będę chciała gdzieś wyjechać. Idealny byłby jakiś ciepły kraj, nie bardzo daleko od Polski, bo mam dosyć długich lotów samolotem. W grudniu na poważnie ruszą przygotowania do Australian Open.
Ma pani tremę przed tym nowym sezonem? Utrzymanie się w czołówce może okazać się trudniejsze niż dotarcie tam.
Na pewno to trudne zadanie. Mam do obrony ponad 2 tysiące punktów. Będę musiała regularnie wygrywać przez dużą część sezonu. Oczywiście teoretycznie można to zrobić w dwa miesiące, albo wystarczy zdobyć dwa tytuły wielkoszlemowe. Ale łatwo powiedzieć, w tym sezonie nikomu się to nie udało. Teraz będzie o tyle trudniej, że nie będę mogła grać w tylu turniejach, w ilu będę chciała. Będę musiała być na dużych, obowiązkowych, a na mniejszych tylko dwa razy w roku.
>>>Radwańska będzie strajkować
Wszystkie tenisistki narzekają na nowe przepisy. Rzeczywiście macie zamiar przeciwstawić się organizacji WTA?
Rozmawiałyśmy już na ten temat, musimy coś zrobić, żeby WTA poznało naszą opinię. Mistrzostwa w Dausze to dobra okazja, bo będzie tam cała czołówka. Na pewno zorganizujemy jakieś spotkania. Będziemy starały się doprowadzić do zmian. Te nowe reguły to jakiś ponury żart.
Co trzeba zmienić?
Jako zawodniczka muszę mieć prawo wyboru gdzie i jak często gram. To ja decyduję czy bardziej odpowiada mi kalendarz złożony z 12 startów, czy 32. Teraz wystarczy kilka razy odpaść w pierwszej rundzie imprezy obowiązkowej i spada się w rankingu. Bo tych punktów nie ma gdzie nadrobić. A odpaść łatwo, bo we wszystkich turniejach będzie komplet najlepszych. Do tego choćbym nawet spadła w rankingu, te restrykcje będą mnie obowiązywać przez cały rok, bo kończę sezon w pierwszej dziesiątce.
Doskonały sezon w pani wykonaniu zakończył się niezbyt miłym akcentem. Rozstała się pani ze sponsorem.
Można się było tego spodziewać. Szkoda, bo byłam zadowolona ze współpracy z Prokomem. Ta firma bardzo mi pomogła.
To był dość wygodny sponsor. Inni bywają bardziej wymagający. Są spotkania, sesje zdjęciowe, na obowiązki pochłaniają sporo czasu?
Kontrakty mają swoje plusy i minusy. Mamy kilka propozycji i na pewno wybierzemy ten najbardziej korzystny, także jeśli chodzi o moje obowiązki. Nie da się ukryć, że sponsor będzie musiał mi zaproponować dobre pieniądze, ale jego wymagania też muszą być realne. Nie może liczyć na to, że co tydzień będę na bankiecie w innym miejscu kuli ziemskiej. A kogo wybierzemy, okaże się w ciągu najbliższych tygodni.