Agnieszka Radwańska ma już za sobą pierwszy dzień spędzony na Antypodach. Jej rozgrzewką przed wielkoszlemowym Australian Open będzie turniej w Sydney (z pulą nagród 600 tys. dol.). Najprawdopodobniej zagra tam jako zawodniczka rozstawiona z numerem 6.
Polka będzie jedną z gwiazd imprezy, obok Sereny Williams, Dinary Safiny i Jeleny Dementiewej. Radwańska przyznaje, że odczuwa lekką tremę przed rozpoczęciem swojego pierwszego sezonu w ścisłej czołówce tenisistek. W zeszłym roku awansowała z końca trzeciej dziesiątki na 10. miejsce rankingu WTA. Czeka ją mnóstwo pracy aby obronić tę pozycję. Będzie musiała przynajmniej powtórzyć swoje największe sukcesy – dwa wielkoszlemowe ćwierćfinały i trzy wygrane turnieje, ogółem 54 zwycięskie spotkania singlowe.
"W sumie podchodzę do tego dość spokojnie. Czy jest się wysoko, czy nisko w rankingu, tak samo trzeba wyjść na kort i wygrać. Nawet największych gwiazd nikt w tym nie wyręcza. Ale przyznam, że tym razem przed rozpoczęciem sezonu czuję się inaczej niż zwykle. Trochę więcej o tym wszystkim myślę" - mówi Agnieszka.
Już samo miejsce, w którym wystartuje, jest inne niż dotąd. Swoje dwa pełne sezony zawodowego grania (2007 i 2008) zaczynała od niewielkiego turnieju w Hobart. Ale w tym roku na Tasmanię pojedzie tylko jej młodsza siostra Urszula (sklasyfikowana na 126. miejscu w rankingu).
Dla Agnieszki ten sezon może być trudniejszy nie tylko ze względu na wysokie oczekiwania i apetyt na jeszcze lepsze rezultaty. Według nowych przepisów cyklu rozgrywek WTA od tego roku zawodniczki z pierwszej dziesiątki mają bardzo ograniczony dostęp do turniejów z niższą pulą nagród (tzw. rangi International, do jakiej należy m.in. Hobart i Pattaya). Mają za to obowiązek startów w dużych imprezach rangi Premiere (m.in. Sydney).
"Nie mamy wolnej ręki w planowaniu kalendarza, wszystko postanowiono już za nas. Chciałam w lutym jechać do Pattai, gdzie w zeszłym roku wygrałam, ale zgłosiła się tam już Wiera Zwonariowa. Ona jest wyżej notowana ode mnie, więc ma pierwszeństwo, ale więcej zawodniczek z czołówki tam grać nie może" - tłumaczy Agnieszka. Jej w tym czasie pozostanie bardzo silnie obsadzony turniej halowy w Paryżu. Polka będzie mogła trochę więcej zarobić na korcie, ale częściej też będzie musiała mierzyć się z innymi dziewczynami z czołówki. Utrzymanie miejsca w pierwszej dziesiątce nie będzie więc łatwym zadaniem.
Czy Radwańska czuje się na siłach sprostać temu wyzwaniu? "Na pewno kilka pierwszych meczów będzie zagadką. Wszystkie dziewczyny dziwnie się wtedy czują, sondują siebie i rywalki. Po zimie nigdy nie wiadomo, w jakiej kto jest dyspozycji" - mówi Radwańska. Ona sama swoją formę ocenia dość wysoko. Zapewnia, że jest w pełni zdrowa, nie odczuwa nawet cienia dolegliwości, z którymi zmagała się latem (najpoważniejszą było przeciążenie mięśnia ramienia). Przez ostatnie tygodnie pracowała w Krakowie – intensywnie i trochę nietypowo. Zamiast ćwiczeń ogólnorozwojowych uczyła się samoobrony. Czy to najlepszy trening dla tenisisty?
"Jestem dobrze przygotowana do sezonu. Z kondycją nie będę miała problemów, bo codziennie 3,5 godziny spędzałam na korcie szlifując jednocześnie technikę. A samoobrona z elementami boksu, karate, zapasów to były świetne ćwiczenia siłowe. Do tego uaktywniały takie partie mięśni, o których nawet nie wiedziałam, że je mam" - mówi Agnieszka.