Czy można powiedzieć, że pierwszy raz od dawna nie jest pani faworytką?

Otylia Jędrzejczak: Faktycznie nie jestem, nawet na moim koronnym dystansie. Myślę, że najtrudniej będzie mi walczyć z Włoszką Francescą Segat.

Podejmuje pani nowe wyzwanie, rywalizację na 200 metrów kraulem. Pojedynek z Laure Manaudou to jak wkładanie głowy w paszczę lwa. Francuzka otwiera listy rankingowe na pięciu dystansach i zewsząd słychać, że to będą jej mistrzostwa.

Ona jest bardzo mocna, a ja mam za sobą nie do końca pomyślne przygotowania. Ale nie boję się tego wyzwania. Chcę stawić czoło najlepszym. Sprawdzanie, na co mnie stać ze słabymi rywalkami, nie miałoby sensu. Nie zastanawiam się, z kim mogę wygrać, z kim przegrać, ile brakuje mi do najlepszych wyników. Te mistrzostwa i dla mnie są zagadką.

Przepłynęła pani w tym sezonie ponad 1700 km. To mało w porównaniu z poprzednimi latami. Może to okaże się atutem?

Nie sądzę. 200 m delfinem to dystans, który wymaga, by przepłynąć odpowiednio dużo. Brakuje mi kilkuset kilometrów na liczniku, ale staram się o tym nie myśleć.

Wśród rzeczy, o których nie chce pani myśleć, jest stłuczone kolano. Boli?

Reklama

Boli, gdy chodzę. Przewróciłam się na treningu. Przed wyścigiem przestanie, bo organizm da mi naturalny zastrzyk przeciwbólowy - z adrenaliny.

Podobno, nie po raz pierwszy przed mistrzostwami, ma pani kłopoty z kostiumem?

Zwykle dostaję jakiś niedopasowany. Ten trochę odstaje, źle się zapina. Producent na mistrzostwa zwykle przysyłał poprawiony. Także w Budapeszcie będę czekała na paczkę ze sprzętem. Do tego stresu się przyzwyczaiłam.

A stres związany z powrotem do wielkiego pływania jest duży?

Staram się o tym nie myśleć, ale przekuć to w atut. Wracam do wyczynowego sportu, a moje rywalki nie miały problemów. Ja pod kilkoma względami musiałam stać się twardsza, nauczyłam się walczyć o siebie. Gdy wskakuję do wody, nic więcej się nie liczy. Nie ma świata, kibiców, presji wyniku. Nic. Tylko chęć zwycięstwa. Pod tym względem nic się nie zmieniło.