Polka to nie jest dziewczyna, która łatwo się poddaje. Zdawała sobie sprawę, że po tragicznym wypadku, długiej przerwie, kłopotach ze zdrowiem obrona tytułu mistrzyni świata będzie piekielnie trudna. Wiedziała też, że choć zdobyła latem tytuł mistrzyni Europy, to najgroźniejsze rywalki harowały bez chwili wytchnienia w USA i Australii. Melbourne to miał być prawdziwy sprawdzian. Obnażył, że Polka wciąż jest poobijana psychicznie. To przekłada się na możliwości fizyczne. Mimo to w czwartek wieczorem Otylia zdobyła brązowy medal.
Przed finałowym wyścigiem podglądaliśmy trening Jędrzejczak. Była przygaszona, a do wody wskoczyła nie w stroju Diany, który ubiera reprezentację. Burza wisiała w powietrzu. Najlepsza zawodniczka pływa w kostiumie konkurencji. Dlaczego? "Nie wiem, czy wyjdzie na słupek w stroju Areny. Ona szuka po prostu jeszcze tych ułamków sekundy, które może zyskać w lepszym sprzęcie" - zdradził DZIENNIKOWI przed finałem trener Paweł Słomiński. Pływaczka wiedziała, że Polski Związek Pływacki zapłaci karę. Oświadczyła jednak, że sama wyłoży 2 tys. euro (za brązowy medal dostała 5 tys. dol, czyli 3,7 tys. euro), bo dla niej liczy się tylko ten start. Nic więcej. Jędrzejczak nie przegrała przecież na 200 m motylkiem od 2001 r. Potem dwa razy biła rekordy świata, tyle samo zdobyła złotych medali mistrzostw świata i olimpijskie złoto. Niewielu zawodników na świecie panowało tak długo.
W Australii czekała na Otylię Jessica Schipper - aktualna rekordzistka świata. Przewidywano, że do zdobycia tytułu potrzebny będzie rekord świata. Kibice czekali na ten pojedynek dwóch wielkich zawodniczek. Nikt nie ośmielił się obstawić innej pływaczki w tym biegu. A jednak... Przedwczoraj zapytałem Kimberly Vandenberg, jak czuje się, biorąc udział w przedstawieniu dwóch aktorek. "Zapewniam cię, że się mylisz. To nie będzie takie nudne, jak wszyscy mówią" - odpowiedziała Amerykanka ze sztucznym uśmiechem na twarzy. A za chwilę gruchnęła na swojego oficera prasowego: "F...k! Co to za pytania?" - i wyszła wściekła ze strefy dla dziennikarzy.
Polka stanęła na słupku w stroju Areny. Lepiej się w nim czuła niż w tych przysłanych przez Dianę. Nasza ekipa dostała za małe czepki, dresy i koszulki. Ale przysłanie ekipie bezpośrednio na zawody kostiumów o innym kroju niż zamawiane to skandal! Schipper, Vandenberg takich zmartwień nie miały. Rywalki od początku narzuciły mordercze tempo. Polka nie odpuściła. Po pierwszym nawrocie była trzecia, potem przesunęła się na drugą pozycję. "Zaczęłam szybciej, jak wtedy, gdy w Montrealu biłam rekord świata i to mnie zgubiło" - opowiadała po wyścigu Otylia.
Początkowo nic nie wskazywało na to, że nie wytrzyma ostrego tempa. Po 150 m była nadal druga za Schipper. W pewnym momencie zaczęła się zbliżać do Australijki. Wtedy do walki włączyła się Vandenberg, która w zeszłym roku miała dopiero szósty czas na świecie i do startu w Melbourne żadnego poważnego sukcesu na koncie. W Rod Laver Arena zdobyła srebrny medal.
"Nie widziałam jej. Wtedy już umierałam ze zmęczenia. Płynęłam tak szybko, jak potrafiłam. Nie oglądałam się nawet na Schipper. Gdzieś w podświadomości chciałam wygrać" - Jędrzejczak urywanymi zdaniami relacjonowała wyścig.
Polka miała łzy w oczach, była bardzo blada. Starała się uśmiechać, zapewniała, że jest szczęśliwa, bo przecież ma medal w swojej koronnej konkurencji.
W drodze na podium omal nie zemdlała. To bardziej kwestia emocji. Zdaniem doktora Roberta Śmigielskiego, badania krwi wykazały, że miała jeszcze drobny zapas sił.