Właśnie niepowodzenie naszej najlepszej pływaczki sprawiło, że na światło dzienne wypłynęły sprawy dotąd niechętnie ujawniane do mediów - czyli konflikty w kadrze. Jędrzejczak podniosła się w tych mistrzostwach ze swej wielkiej tragedii, choć nie nadrobiła jeszcze wszystkich zaległości związanych z wypadkiem samochodowym i toczącym się po nim procesem.

Wyrok był dla pływaczki niekorzystny i wydany tuż przed mistrzostwami. Do emocji związanych ze startem doszły te, dotyczące winy za śmierć brata. Tego było
zbyt wiele. Otylia przed startem nie przespała nocy i wylała litry łez.

Takiej reakcji swej najlepszej zawodniczki nie wytrzymał Paweł Słomiński. Zrezygnowany oświadczył, że od tej pory będzie poświęcał Otylii więcej czasu. Nie mówiąc wprost, dał do zrozumienia, że zrezygnuje z pracy z kadrą. Słomiński po igrzyskach w Atenach zbudował mocną kadrę. Buntowali się trenerzy, bo reprezentacja wyciągała zawodników z klubów. Ci jednak pływali lepiej dzięki długim zgrupowaniom, w komfortowych warunkach i opiece medycznej. Powstała mocna grupa, reprezentacja nie gorsza od Włoch, Niemiec, Wielkiej Brytanii.

Ostatnio przeciwko Słomińskiemu zwrócili się zawodnicy. Zaczęli krytykować treningi, obciążenia. Uznali, że trener powinien uzgadniać wszystkie swe plany z nimi. Słomiński przed mistrzostwami udzielił wywiadu, że przygotowania powinno się zróżnicować dla zawodników, którzy będą walczyć o medale indywidualnie i takich, którzy wystartują tylko w sztafecie. Wówczas konflikt nabrał na sile i przeniósł się na internetowe portale.

"Prawdą jest, że byliśmy źle przygotowani. Trzeba się zastanowić, czy warto dalej trenować. A w ogóle, kiedy trener chce coś zmieniać w kadrze, to musi to z nami uzgodnić" - słychać było w Melbourne od pływaków, którzy zajmowali miejsca w drugiej i trzeciej dziesiątce. "Wam się coś w głowach poprzestawiało" - mówił podniesionym głosem na jednej z odpraw trener Mirosław Drozd. "Wy jesteście do tych mistrzostw dobrze przygotowani. Mamy wasze badania, wyniki testów, ale zachowujecie się jak rozkapryszone dzieciaki" - grzmiał opiekun Sawrymowicza i Stańczyka.

Na obu szczecinian przyjemnie było popatrzeć. Stańczyk to chłopak, który chce podbić świat. Nie marudzi, że coś kosztuje go zbyt wiele sił, że ma basen za daleko, a stypendium za niskie. Czuje za to respekt przed trenerem. Podobnie jest z Sawrymowiczem. Obaj są jak bracia. Ich ojcowie razem grali w piłkę wodną. Synowie wspólnie trenują i jeżdżą w góry.

Ale reszta? Paweł Korzeniowski nie obronił złotego medalu na 200 m motylkiem. Nie miał prawa, bo na środkowym torze płynął fenomenalny Phelps. Amerykanin był poza zasięgiem, ale gdyby Polak solidnie przepracował ostatnie dwa lata i poprawi w Australii swój rekord życiowy (1.55,02 uzyskane w Montrealu) zdobyłby srebrny medal. Ale był szósty. A po nieudanym finale zdradził zaskoczonym dziennikarzom swą rewolucyjną teorię porażki: "Pływam słabo, bo za dużo trenuję".

Reklama

Wcześniej każdy z nas usłyszał, że Phelps trenuje 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku, czasem do utraty przytomności. Podczas treningach sprinterów prowadzonych w Kalifornii przez Mike'a Bottoma padają rekordy świata. Michael Klim, gdy czuł, że źle rozgrywa taktycznie wyścigi, poprosił trenera, by wystawił go w 130 startach rocznie.

Francuska gwiazda Laure Manaudou (zarabia ponad milion euro rocznie - to największe zarobki europejskiej pływaczki) w Melbourne wystartowała w siedmiu konkurencjach, bo jest przyzwyczajona do tak ciężkiej pracy, że w kilku musiała pływać treningowo, np na 1500 m kraulem, by nie doznać szoku...

Kto może przemówić do Pawła? Trener kadry Paweł Słomiński przyznał, że on już stracił z nim dobry kontakt. Korzeniowski trenuje znów pod okiem Piotra Woźnickiego, ale w tym duecie liderem jest najwyraźniej Paweł. O reszcie naszych reprezentantw nie ma nawet co pisać (można z tego wyłączyć 15-letnią Iwonę Lefanowicz, bo jak na swój wiek pływała dzielnie).

Słomiński ma już dość. Chce teraz, na 500 dni przed startem w igrzyskach w Pekinie, odejść od tworzeniu wielkiej kadry. Chce, by podzieliła się na mniejsze grupki. W świecie jest taka tendencja. Najlepsze reprezentacje zatrudniają specjalistów od poszczególnych dystansów, zawodnicy jeżdżą na konsultacje do ekspertów od konkretnych elementów taktycznych. W Polsce mogłoby się to udać.

Słomiński świetnie czuje dystans 200 m. Drozd jest wybitnym fachowcem od szkolenia długodystansowców. On także mówi, że skończył się czas wieloosobowej drużyny. Jest zwolennikiem poświęcenia czasu i energii tylko najlepszym. Chciałby, by większe środki przeznaczono na przygotowania najbardziej ambitnych. Teraz nowoczesne metody wspomagania są dostępne dla wszystkich. Tyle samo kosztuje więc przygotowanie Otylii, co np. Macieja Hreniaka. "Tlen, który podajemy jest dosyć drogi, a przydaje się tylko tym zawodnikom, którzy są gotowi "wypruć" się do końca podczas startu" - tłumaczy Śmigielski. W Melbourne wielu nie miało zamiaru się "wypruć"?

No i jest jeszcze Bartosz Kizierowski. Trener Bottom mówił, że Polak to jego idol. 30-letni sprinter o 0,03 s przegrał medal. Marcowy termin odebrał mu medal, bo jeszcze na tydzień przed Mistrzostwami Świata był na mistrzostwach NCAA z pływakami jako trener. Ale w Polsce w ogóle nie starano się wykorzystać jego wiedzy. W naszym kraju sprint prawie przestaje istnieć. "Zastanawiamy się, czy nie podrzucać co jakiś czas Bartkowi młodych polskich sprinterów, by mógł z nimi pracować u siebie" - przyznał dopiero po mistrzostwach prezes Krzysztof Usielski.