Dekorację najlepszych tyczkarzy organizatorzy zaplanowali dobę po konkursie, tj. w niedzielę na godz. 19.20. O tej porze zawodnik powinien wsiadać do samolotu i wracać do kraju, bowiem na 1 sierpnia miał wykupiony przez PZLA bilet.

Wyjazd Czerwińskiego do Katalonii stanął pod znakiem zapytania po tym, jak 8 lipca skoczył 5,50, zajmując dziesiąte miejsce w Diamentowej Lidze w Lozannie. Dwa dni później "dał zerówkę" (nie pokonał swej pierwszej wysokości 5,40) w mistrzostwach Polski w Bielsku-Białej.

Reklama

Jednak jego klubowy trener Wiaczesław Kaliniczenko (również wicemistrzyni świata Moniki Pyrek) wierzył, że Czerwiński "złapie" formę w Barcelonie i do końca walczył, by nie został skreślony ze składu reprezentacji. Jak się okazało w sobotę - miał nosa.

"Takie sytuacje zdarzają się przed ważnymi imprezami, nawet najlepszym lekkoatletom. Miewał je także sam tyczkarz wszech czasów Siergiej Bubka, dlatego uważałem, że mimo tych niepowodzeń, Przemek dobrze wypadnie w mistrzostwach Europy" - powiedział PAP Kaliniczenko, związany przed laty jako zawodnik z Witalijem Pietrowem, trenerem Bubki.

Urodzony 28 lipca 1983 roku w Pile Czerwiński, w sezonie halowym skoczył 5,82, a w Barcelonie wynikiem 5,75 wywalczył brązowy medal.

"Muszę podziękować Tomkowi Lewandowskiemu, bo finiszował dziesięć sekund przed moim skokiem na 5,75. Jego zwycięstwo dodało mi skrzydeł" - podkreślił zawodnik MKL Szczecin. "Jestem bardzo szczęśliwy. Ten brąz jest dla mnie jak złoto. Daje motywację do dalszych treningów. Wiem, że stać mnie w tym sezonie na jeszcze lepszy rezultat; postaram się pokazać to w mityngach" - dodał.

Międzynarodową karierę rozpoczął od startu w mistrzostwach świata juniorów do lat 18 w 1999 roku w Bydgoszczy. W 2001 był siódmy w mistrzostwach Europy juniorów, a w 2006 w Goeteborgu piąty w mistrzostwach kontynentu.

Reklama

W karierze miał dwa ciężkie wypadki. Na treningu przed mistrzostwami świata w Osace, w sierpniu 2007 roku, złamał prawą rękę. Ledwo co wrócił do skakania, a rok później we wrześniu w Szczecinie podczas mityngu Pedro's Cup spadł tak pechowo do tzw. dołka, że doznał urazu stawu skokowego prawej nogi. Po kilku miesiącach okazało się, że konieczna jest operacja. Ale te wypadki nie wpłynęły źle na jego psychikę. Mało tego, wzmocniły ją.



"Po tych wypadkach czuję się silniejszy. Czasami działa to w drugą stronę i człowiek boi się, że sytuacja może się powtórzyć. W moim przypadku jest akurat odwrotnie" - przyznał Czerwiński.

Wolne chwile spędza w ... Kijowie, gdzie mieszka jego wybranka serca Jewgienia Riabowa. Poznali się przeszło trzy lata temu w Doniecku, na mityngu, nad którym pieczę ma rekordzista świata Siergiej Bubka. W marcu tego roku Czerwiński wrócił z Doniecka "potrójnie" szczęśliwy. Wygrał konkurs, poprawił rekord życiowy na 5,82 i... oświadczył się. Ślub planują wziąć we wrześniu w stolicy Ukrainy.

"Żenia wpadła mi w oko niczym pył. Wypatrzyłem ją na trybunie. Zaczęliśmy na siebie spoglądać. Miłość od pierwszego wejrzenia. Utwierdziły nas w tym przekonaniu minione lata" - przyznał w rozmowie z PAP trzykrotny złoty medalista mistrzostw Polski seniorów (Bydgoszcz 2006, Poznań 2007, Szczecin 2008).

Czerwiński niemalże pół życia poświęcił skakaniu; w tym roku mija 15 lat, jak rozpoczął lekkoatletyczną przygodę. Przyznaje, że uwielbia skok o tyczce, a momentu lotu nad poprzeczką nie może do niczego porównać. Dlatego też preferuje treningi techniczne, bo wtedy właśnie skacze.

Uwielbia stadion w Szczecinie, szczególnie kiedy nie ma na nim żywego ducha. Może się wtedy skupić na skokach i maksymalnie skoncentrować. Chętnie idzie też do siłowni, pod warunkiem, że jest tam muzyka i ćwiczą inni zawodnicy. Nie lubi zbyt krótkich zajęć, bo ma wrażenie, że nic nie zrobił i zmarnował dzień.