"Nie wiem”, „nie pamiętam”, „nie mam takiej wiedzy”, „to było dawno”, „nie słyszałem”, „nie widziałem”, „nie rozmawiałem” – podobne sformułowania padały z ust „Fryzjera” bardzo często. Ryszard F. przedstawiał siebie jako człowieka, który działaczom piłkarskim dawał numery telefonów do sędziów ot tak, z dobrego serca. Swoją serdeczność i przyjazne nastawienie do środowiska okazał także policjantom, którzy prawie 19 miesięcy temu zatrzymali go w jego domu. "Jak przyjechali mnie aresztować w dziewięć osób to znalazła się kawa, ciastko i zimne napoje dla wszystkich przez cały dzień. Wziąłem nawet na lawetę ich samochód, bo nie mogli do mnie dojechać. Byłem też dwa lub trzy razy wyprowadzany z domu, bo zepsuła im się kamera, a koniecznie chcieli to sfilmować" – opowiadał z przekąsem „Fryzjer”.

Reklama

Jak lew bronił także swojego najlepszego przyjaciela, innego oskarżonego w aferze korupcyjnej, sędziego Marka R., który mieszka w jego bliskim sąsiedztwie. "Znam Marka doskonale. Byliśmy w jednym związku, ale nie małżeńskim, choć to ładny chłopak jest" – mówił, prosząc o zaprotokołowanie tego ostatniego zdania. "To człowiek kryształowych zasad, można go prześwietlić rentgenem najwyższej jakości, a ten nic nie wykaże" – komplementował arbitra, któremu wrocławscy śledczy postawili cztery zarzuty przyjęcia łapówek.

Barwne opowieści upstrzone dowcipami, które kierował nie tylko do dziennikarzy, ale również do sędziego i prokuratorów, miały skierować przesłuchanie niekoniecznie na tory, które interesowały wymiar sprawiedliwości. „Fryzjer” starał się przy tym zachować pełną kontrolę nad tym, co mówi. Kilku ludzi nie starał się nawet oszczędzić. Opowiedział, jak to prezes PZPN Michał Listkiewicz doprowadził kiedyś do spadku z ligi sędziego, którego nie lubił: "Kiedyś były szef sędziów Jerzy Goś chciał wprowadzić do II ligi Arkadiusza Starobrata, bo to był jego kumpel z pracy. Udało mu się, ale „Listek” się wkurzył. Zaczął przez Saksa tak dobierać Starobratowi obserwatorów, że ten musiał zlecieć. Opowiadał mi o tym członek zarządu PZPN – Eugeniusz Stanek albo Wit Ż. A ten to wiedział od samego Listkiewicza" – relacjonował Ryszard F. Zapytany o ustawianie spotkań powiedział bez ogródek: "Jak to w piłce. W każdym meczu była obietnica, ale między obiecanym a danym jest duża różnica."

Śledczy nie omieszkali zapytać Ryszarda F. o niebagatelną ilość kart pre-paidowych do telefonów komórkowych, którymi się posługiwał. Robert Tomankiewicz, prokurator z wrocławskiego oddziału W-11, czyli wydziału do zwalczania przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej pytał go nawet o konkretne numery telefonów, które bardzo często pojawiały się w jego billingach: "Nie pamiętam, bo pan mnie zamknął i mi pamięć uleciała. Jak wyjdę, to mi już nie wróci" – mówił z uśmiechem „Fryzjer”. "Pamiętam około 18 numerów, nawet ten do prokuratora Grzeszczaka (drugiego z prokuratorów prowadzących postępowanie – przyp. red.) znam na pamięć" - po chwili dorzucił.