Przyzwyczaił się pan już do życia w Belgradzie?
Już tak. Choć przyznaję, że na początku było mi ciężko. Przede wszystkim nie rozumiałem tamtejszego stylu życia. Nie zawsze mogłem też liczyć na pomoc Serbów. Ciągle powtarzali mi: "Polak bądź spokojny, będzie dobrze". Dużo było mówienia, a mało konkretów. Mnie to denerwowało, a nie powinno. To południowcy, którzy nigdzie się nie spieszą i wszystko odkładają na później. Teraz już wiem, że tak jest i mniej się przejmuję. Samo miasto natomiast jest wspaniałe. Szczególnie, jak jest ciepło i można iść odpocząć nad Dunaj lub Sawę. Zimą też się nie nudzimy. Wychodzimy na obiady, kolacje, albo po prostu pochodzić po mieście. Prawie nie ruszamy się z Belgradu, bo syn poszedł tam do szkoły. Chodzi do pierwszej klasy w prywatnej szkole angielskiej. Do syna przychodzi też polska nauczycielka. Jest to jedyna rodaczka, z którą mamy stały kontrakt.

Reklama

Do kiedy ma pan kontrakt z Crveną?
Jeszcze 2,5 roku. Moim celem jest jednak przejście do lepszej ligi. W Belgradzie chcę się wypromować.

Wiosną czeka was pogoń za Partizanem Belgrad.
Mamy sześć punktów straty. Ale najgorsze jest to, że nasza gra nie wyglądała ostatnio najlepiej. Szczególnie chodzi mi o ofensywę. Strzelaliśmy strasznie mało goli.

Swobodnie rozmawia pan z kolegami?

Jeszcze nie znam zbyt dobrze języka, więc jeśli ktoś nie chce żebym go zrozumiał, to nie zrozumiem. Ale jak mi coś wolno wytłumaczy, to nie mam problemu. Nie mam nauczyciela, więc staram się jak najwięcej słuchać i rozmawiać, to dla mnie najważniejsze

A pańska pozycja w zespole jest już pewna?
Teraz tak i w tym przypadku też jest inaczej niż na początku, bo potrafię powiedzieć o co mi chodzi, czego chcę. Na początku miałem z tym problemy. Do tego doszła zmiana trenera, potem odszedł prezydent Dragan Stojković, który mnie ściągał do Crvenej. A jeszcze przytrafiły mi się różne drobne urazy, które przywoziłem ze zgrupowań kadry. I stąd wzięły się kłopoty z miejscem w składzie. Teraz wszystko w klubie jest już poukładane. Nowy trener Aleksandar Janković doskonale daje sobie radę. Liczę, że wiosną będziemy grać lepiej niż jesienią, a ja będę miał pewne miejsce w podstawowej jedenastce.

Na jakiej pozycji?
Jak to na jakiej? Na lewej obronie.

Tak jak w kadrze.
Tak i nie ukrywam, że przychodząc do Crvenej Zvezdy liczyłem na grę na tej samej pozycji co w reprezentacji. Tymczasem z powodu kontuzji musiałem grać na prawej stronie - podobnie, jak wcześniej w Legii. Ale tak naprawdę, od dziecka grałem na jednej tylko pozycji - lewej pomocy. Na prawą stronę przestawił mnie w Łęcznej dopiero Bobo Kaczmarek.

Reklama

Prawdziwą karierę zrobił pan dość późno, bo wieku 26 lat.
Kiedy dostałem powołanie od Leo Beenhakkera byłem naprawdę zaskoczony. Moja gra w Legii pozostawiała wtedy wiele do życzenia. Gdy jednak dostałem szansę, to postanowiłem, że ją wykorzystam. Potem był mecz z Portugalią, który naprawdę mi wyszedł i śmiało mogę nim się chwalić. Choć uważam, że dobrych meczów w kadrze było w moim wykonaniu dużo więcej.

Czuje się pan pewniakiem u Beenhakkera?
Pewniaki to są u bukmacherów. Myślę, że jestem jednym ze sporej grupy piłkarzy, którzy dużo grali u Beenhakkera i selekcjoner ma ich na oku. Wciąż muszę jednak udowadniać, że nadaję się do kadry. Myślę, że jeśli zdrowie dopisze, to wywalczę sobie miejsce w kadrze na Euro. Przez najbliższe pół roku zamierzam ciężko pracować i grać w Crvenej jak najwięcej. Tylko w ten sposób mogę dobrze przygotować się do mistrzostw. Jestem profesjonalistą i do wysiłku nie trzeba mnie zachęcać. Na treningach zawsze daję z siebie maksimum możliwości. Dbam też o wagę i dobrze się prowadzę. Wiadomo jednak, że jeśli czegoś za bardzo się chce, to może to skończyć się jakimś urazem. Mam taki charakter, że nie będę odstawiać nogi w meczach ligowych nawet przeciwko słabszym rywalom. Euro to wielki cel, ale muszę też pamiętać, że na chleb zarabiam w Crvenej i nikt nie pozoli mi na odpuszczanie tylko dlatego, że jadę na Euro.

Beenhakker chce żebyście na Euro przywieźli rodziny. To dobry pomysł?
Dla mnie wręcz znakomity. Jest tylko jeden problem - syn jeszcze będzie chodzić do szkoły. Zobaczymy jednak co się da zrobić. Może pozalicza wszystko wcześniej? Ważne jest to, żeby po kilku tygodniach zgrupowania atmosfera nie zepsuła się tylko dlatego, że będziemy sobą zmęczeni. Czasem po długim obozie naprawdę aż nie chce mi się patrzeć na kolegów. Wtedy przydałoby się dla oddechu spotkanie z rodziną. Wiadomo, że przed meczami będziemy musieli być skoncentrowani. Ważne jest jednak, żeby ta koncentracja trwała dwa-trzy dni, a nie tygodnie.

W pańskiej rodzinnej Łęcznej będzie jeszcze pierwsza liga?
Wierzę w to bardzo. Cały czas interesuję się wydarzeniami w klubie, bo po prostu utożsamiam się z Górnikiem. Jeśli tylko mogę, to chodzę na mecze. Tam mam też dom więc pewnie po zakończeniu kariery osiądę na Lubelszczyźnie. Podoba mi się w Łęcznej i czuję się tam jak u siebie.

Jak klub radzi sobie po degradacji?
Atmosfera się poprawiła. Teraz wszyscy są zadowoleni, że PZPN podobnie traktuje inne kluby. Tego wymagała sprawiedliwość. Łęczna nie była jedynym klubem uwikłanym w proceder ustawiania wyników. Teraz w Górniku wszyscy myślą o przyszłości. Chcą awansować i jak najszybciej wrócić do ekstraklasy.

Co było przełomowym momentem w pańskiej karierze? Kiedy z lokalnego kopacza Górnika zmienił się pan w gwiazdę ligi?
Myślę, że wtedy gdy wróciłem na boisko po pracy w kopalni i jeszcze później, gdy po problemach rodzinnych trener Kaczmarek wyciągnął mnie z rezerw do pierwszego zespołu. Postanowiłem wtedy, że albo teraz wezmę się w garść i osiągnę coś w piłce, albo nigdy. Problemy motywowały mnie do pracy. Prasa pisała o mnie głupoty, więc postanowiłem, że udowodnię wszystkim, że się mylili.

Boi się pan, że jeszcze kiedyś będzie musiał wrócić do pracy w kopalni?
Nie mam takich lęków, choć wszystko w życiu może się zdarzyć. Tak naprawdę jednak nie myślę o tym. Cieszę się, że mogę grać w piłkę. Nie wiem jeszcze co będę robić po zakończeniu kariery. Staram się inwestować, głównie w nieruchomości. Mogę być spokojny, że to co zarobię w Crvenej i później, nie zostanie rozstrwonione.

Brat też może osiągnąć tyle co pan?
Piotr trafił do Legii i to już jest duże osiągnięcie. Wierzę w niego. Mamy takie same charaktery. Dajemy z siebie na treningach wszystko, mamy dużo samozaparcia i zawsze dążymy do celu.

Często pan wpada na Legię?
Jeśli tylko mam czas to odwiedzam brata. Nie wstydzę się tego jak tam grałem. Niepotrzebny był tylko problem z kibicami na koniec. Chciałem przedłużyć kontrakt na lepszych warunkach, klub odrzucił jednak moją propozycję i trafiłem do Crvenej. Dziwię się kibicom. Grałem w Wilnie przeciwko Vetrze i wstydziłem się tego co tam się stało. Odszedłem po tym meczu, kiedy okazało się, że nie zagramy w europejskich pucharach. Legia dostała za mnie dobre pienądze, więc korzyść była po obu stronach. Nie rozumiem więc tych pretensji.