Problem jest stary jak futbol. Im ktoś lepszy, tym bardziej narażony na kontuzje. Im bardziej się wybija, tym większa za nim biega chmara piłkarskich przestępców, którzy zarabiają na życie polowaniem na kości. Dziś piłkarze dzielą się na dwie zwalczające się grupy – jedni (lepsi) mają strzelać gole, drudzy (gorsi) wszelkimi możliwymi sposobami to utrudnić. I robią to w sposób bandycki.

Reklama

Eduardo, jak ujawnili angielscy lekarze, poważnie groziła amputacja stopy. To, że będzie jeszcze w ogóle chodził, to duże osiągnięcie współczesnej medycyny. Powrót na boisko ociera się o cud. Ale zawodników, którzy przed nim przeżywali podobny dramat jest cała masa. Najbardziej znany przykład dotyczy Diego Maradony – Argentyńczykowi z premedytacją nogę złamał "Rzeźnik z Bilbao", czyli Andonio Goicoechea.

I to właśnie problem do rozwiązania – jak z futbolu wykluczyć zawodowych rzeźników. Bask dostał za faul na Maradonie karę zawieszenia na 16 meczów, ale jak sam później wspominał, spędził ten czas miło, przy szklaneczce whisky w domu. Nie była to zresztą jego pierwsza pauza - wcześniej zdążył spowodować poważną kontuzję kostki u Bernda Schustera. Był więc piłkarskim seryjnym mordercą. Na murawie nie był w stanie zaproponować niczego innego prócz eksterminacji gwiazd...

Taylor też lada chwila wróci na boisko. Nawet jeśli pauzować będzie musiał do końca sezonu, czyli trzy miesiące, to i tak przez ten czas zarobi mnóstwo pieniędzy (jego tygodniówka to 20 tysięcy funtów), może też poleci na miłe wakacje z rodziną, bo tak zaleci psycholog. Cokolwiek się wydarzy, jego kara będzie zupełnie niewspółmierna do skutków przewinienia. Oczywiście, kontuzje to zawodowe ryzyko u piłkarzy i Eduardo musiał się z tym liczyć, ale są jakieś granice tego ryzyka. Nikt przecież nie zakłada, że grając w piłkę, choćby w Premiership, czyli najbrutalniejszej lidze świata, ktoś urwie mu stopę. A jeśli zakładać coś takiego trzeba, to znaczy, że piłka nożna jest chora.

Reklama

Co więc zrobić z Taylorem i jemu podobnymi? Koncepcja, by pauzowali tak długo, jak leczy się ofiara ma zbyt dużo dziur. Nie da się ocenić, na ile kontuzja jest wynikiem starcia na murawie, a na ile wcześniejszych, zadawnionych urazów. Tak samo jak nie sposób ocenić, czy komuś raz po raz przytrafiają się problemy zdrowotne, bo jest ostro atakowany, czy też na przykład się źle prowadzi. Poza tym na boiskach, jak to w życiu, też zdarzają się nieszczęśliwe wypadki. Po prostu.

Trener Arsenalu Arsene Wenger zaraz po meczu postulował, by Taylora zdyskwalifikować dożywotnio. Później się z tego wycofał, ale... może jest to jakaś droga? Znów nie o samego Taylora chodzi, ale o recydywistów. Co wtedy, gdy Taylor w podobnych okolicznościach rozstrzaska nogę Cristiano Ronaldo? Znowo dostanie kilka meczów kary? Zgodnie z dzisiejszymi przepisami mógłby eliminować jednego gwiazdora rocznie i nic mu by się nie stało. Co gorsza, pewnie znalazłoby się wiele klubów chętnych na takiego speca od brudnej roboty...

Dyskusja o dożywotnich dyskwalifikacjach za faule przypomina kłótnię między zwolennikami i przeciwnikami kary śmierci. Zwolennicy powiedzą – nigdy więcej nikogo nie skrzywdzi. Przeciwnicy - każdy ma prawo żyć, a poza tym co się stanie, jeśli skazany z czasem okaże się niewinny? W futbolu do tego wszystkiego dochodzi dość powszechne przekonanie, że „to na pewno nie było celowo”.

Reklama

Być może akurat faul Taylora nie był celowy, ale bez wątpienia futbol pełny jest psychopatów cieszących się na samą myśl o zrobieniu komuś krzywdy. Wiele osób pamięta zapewne Vinniego Jonesa, a starszym kibicom może coś mówić nazwisko Włocha Romeo Bennettiego. Roy Keane w swojej autobiografii nawet przyznał się, że brutalnie zaatakował Haalanda z Manchesteru City celowo, w ramach zemsty. Dostał za to pięć meczów zawieszenia i karę 150 tysięcy funtów, ale tyle zarabiał w dwa lub trzy tygodnie. Czyli mówiąc krótko – kary nie dostał żadnej. Haaland rok później, na skutek innej kontuzji, zakończył karierę.

Co by się stało, gdyby wówczas Keane’a – a więc brutala, ale też wybitnego piłkarza - zdyskwalifikowano dożywotnio? Nic. Gra toczyłaby się dalej. Zresztą wierzę, że gdyby Keane nie czuł się bezkarny, na podobną zemstę nigdy by się nie zdobył. Nie ryzykowałby całej kariery dla jakiegoś Haalanda.

Dożywotnie dyskwalifikacje, a może po prostu sądy wymierzające kary dwóch, trzech, czy pięciu lat pozbawienia prawa do gry to może być przyszłość piłki. Trzeba chronić wielkich piłkarzy, bo jak tak dalej pójdzie, będą zagrożonym gatunkiem. A jedyna ich wina, że grali lepiej...