Szkocki kierowca nie ma wątpliwości. Zmiana przepisów i brawura kierowców skończą się tragicznie. "Teraz, kiedy nie ma elektronicznej kontroli trakcji, z pewnością będzie więcej wypadków" - mówi Stewart.

Reklama

Zdaniem byłego mistrza, ścigający się obecnie w F1 kierowcy nie zdają sobie sprawy, jakie niebezpieczeństwo im grozi. Nie wyobrażają sobie też, co może ich spotkać w razie wypadku, a ich bezmyślność skończy się w najgorszy z możliwych sposobów. "Ktoś tu znowu zginie. Minęło już trzynaście lat i jedenaście miesięcy od śmierci Ayrtona Senny. Ten szczęśliwy okres nie będzie trwał wiecznie. Gdzieś coś pójdzie źle i wydarzy się tragedia. Chwila, w której ktoś umrze, będzie wielkim szokiem dla całego środowiska. Ci chłopcy nie wiedzą, jak radzić sobie ze śmiercią. Nigdy nie byli blisko niej. Nigdy nie widzieli ciała, które wciąż jest w samochodzie, nigdy nie musieli identyfikować ciał, pakować rzeczy takiej osoby, ponieważ dziewczyna czy żona nie były w stanie. Modlę się, żeby nigdy nie musieli" - mówi Stewart.

Nazywany Latającym Szkotem kierowca, który zakończył karierę po śmiertelnym wypadku swojego kolegi z zespołu Francoisa Ceverta, zwraca uwagę, że młodzi zawodnicy lekceważą sprawy związane z bezpieczeństwem podczas wyścigów. Z lenistwa nie chcą uczestniczyć w pracach komisji dbającej o ich interesy i zajmującej się między innymi przebudową torów. "Potem ktoś decyduje, że przykładowo bariery na Monzie nie muszą być dalej za szykaną, niż są aktualnie. Nie rozumie on, że zblokowane koło nagle wyrzuca samochód w powietrze, po czym spadasz głową w dół wprost na bariery. Tak właśnie zginął Cevert. Został przecięty na pół. Gdybyś kiedykolwiek widział coś takiego, chciałbyś, żeby bariery były dalej. Mam wielki szacunek dla takich kierowców jak Lewis Hamilton, ale brak im doświadczenia" - uważa Stewart.