Niesamowita duchota panująca w kokpicie oraz gęste, aż ciężkie od wilgoci powietrze sprawiają, że siedzącym w bolidzie przez prawie dwie godziny kierowcom grozi nawet odwodnienie. By go uniknąć, ci zabierają na pokład samochodu większy niż zazwyczaj zapas picia.

Reklama

Na zewnątrz wcale nie jest lepiej. Wysokich temperatur nie wytrzymują nie tylko ludzie, ale też niektóre części, z których zbudowane są ultranowoczesne samochody. Już podczas poprzedniego wyścigu, w Australii, pracy w gorących warunkach w samochodach Toyoty nie wytrzymały akumulatory - podaje "Fakt".

Z tego samego powodu, przegrzania, awarii uległy elementy układu paliwowego bolidów Ferrari. W Malezji może być jeszcze gorzej, bo w tym roku rywalizacja będzie toczyć się w jeszcze bardziej ekstremalnych warunkach. Prognozy pogody zapowiadają potężne ulewy w trakcie weekendu Grand Prix.

Najmocniej ma padać w trakcie wyścigu. Wtedy tor w ciągu kilkunastu sekund zamieni się w rwącą rzekę, a samochody nawet z deszczowymi oponami będą ślizgać się po nim jak po lodzie. Tym bardziej że siedzący za ich kierownicami zawodnicy nie mogą już korzystać z elektronicznej kontroli trakcji, która w poprzednich latach ułatwiała im opanowanie poślizgu.

"Będę musiał obchodzić się bardziej delikatnie z pedałem gazu. Na pewno teraz będzie więcej kierowców popełniających błędy i wylatujących poza tor. Szczególnie w trakcie deszczu" - przewiduje Robert Kubica. "W takich warunkach trzeba będzie przygotować się na inne podejście do ścigania" - dodaje polski kierowca BMW Sauber.

On, podobnie jak inni rywale, będzie też musiał bardzo uważać na zużywające się szybciej niż zwykle tylne opony. Podczas agresywnej jazdy po gorącym jaksmoła torze mogą się zedrzeć już po przejechaniu kilkunastu okrążeń.