Co pan pomyślał, kiedy zobaczył pan wypadek Roberta Kubicy w Montrealu?
Szczerze? Pomyślałem, że ten człowiek nie żyje, że wyciągną z bolidu trupa. Byłem w szoku, po prostu nie wierzyłem, że znowu patrzę na śmierć na torze. Byłem też bardzo, bardzo rozczarowany i wkurzony, że kamery telewizyjne tak szczegółowo i tak długo pokazywały kompletnie rozbity bolid z tym chłopakiem w środku. Ja po prostu byłem pewien, że oglądam śmiertelny wypadek, że kierowca nie żyje.
Przeżył, dzięki temu, że tacy ludzie jak pan walczyli o poprawę bezpieczeństwa kierowców.
Niewiarygodne, fantastyczne. Do tego nic mu się nie stało, od razu był w tak dobrej formie. To pokazało, jak bardzo poprawiło się bezpieczeństwo w F1. Że warto było o to walczyć. Ale bezpieczeństwo bezpieczeństwem - przede wszystkim Kubica miał szczęście. Z takich wypadków nie wychodzi się cało.
Za pana czasów to był śmiertelny sport, na torze zginęło kilkudziesięciu pana przyjaciół. Jak można było wsiadać do samochodu, skoro regularnie dochodziło do takich tragedii?
Wie pan... (Stewart długo się zastanawia). To były inne czasy, inna era właściwie. Inaczej na to wszystko patrzyliśmy. Musieliśmy się ścigać, bo to była nasza praca. Kiedyś wyścigi były wojnami. Dosłownie - jadąc na każdy wyścig miałem świadomość, że jadę na wojnę. Na wojnie giną ludzie, i w prawie każdym wyścigu ginął jakiś kierowca. To było straszne. Nasz sport był niebezpieczny, wiedzieliśmy to doskonale. W każdym miesiącu ginął mój kolega albo przyjaciel. A to nie jest normalne, żeby ginąć w pracy. Jedyne, co mogliśmy robić, to próbować to zmienić. Myślałem o tym, wiedziałem, że coś trzeba zrobić.
Nie wszyscy chcieli, by wprowadzać zmiany?
To nie były dobre czasy. Prawdę mówiąc to ścigałem się w bardzo złych czasach. Mam nadzieję, że ta generacja kierowców nigdy nie będzie oglądać śmierci na torze. Nigdy nie będą musieli przechodzić przez to, przez co ja przeszedłem.
Obserwuje pan F1 od kilkudziesięciu lat. Nie jest pan zaskoczony, że tak młody zespół jak BMW Sauber tak szybko dołączył do czołówki?
Nie. Oni mają swoją strategię, bardzo szczegółowo przemyślaną. Krok po kroku robią to, co sobie założyli. Jestem pod wrażeniem. Trochę zaskoczyło mnie tylko tempo, w jakim dostali się do czołowej trójki. Ale z drugiej strony... BMW to wielka firma, jeden z liderów na rynku motoryzacyjnym. Jeżeli zdecydowali się na swój zespół w F1, to nie po to, żeby jeździć w końcu stawki. Nie jestem więc zaskoczony.
A Kubicą jest pan zaskoczony?
Tak, Kubicą nawet bardzo. Ale nie jego wynikami, tylko tym, że do F1 dostał się chłopak z Polski. W Polsce właściwie nie ma tradycji sportów motorowych, w F1 nigdy nie mieliście kierowcy. A tu Kubica zaczyna się liczyć w walce o podium. To jest imponujące. Powiem panu, że Kubica był dla mnie odkryciem, najlepszym debiutantem w historii F1, oczywiście do czasu, kiedy zjawił się w niej Lewis Hamilton. To, co Kubica robi teraz, jest bardzo... wie pan, brak mi słów. Czapki z głów przed tym chłopakiem.
BMW przejęło Saubera, to była dobra decyzja?
Bardzo dobra. Przejęcie zespołu, który był już bardzo doświadczony, nie musieli więc zaczynać od zera. Wiedzieli, co chcą osiągnąć. Według mnie, mentalność ludzi Saubera, patrzenie na F1, było wzorowe. Połączyli siły i teraz są bardzo mocni. Dobrze zainwestowali pieniądze, wiedzieli, jak je wydawać.
A w kierowców dobrze zainwestowali?
Znakomicie, to kolejna bardzo przemyślana decyzja. Nick Heidfeld to duże doświadczenie, wie, o co chodzi w wyścigach. Kubica? Proszę pana, nawet ubiegły sezon, kiedy przecież ani razu nie był na podium pokazał, że ten Polak czysty talent. Jego pole position w Malezji - rewelacja, cieszyłem się, że je zdobył. On będzie bardzo, bardzo mocny.
Szefowie BMW Sauber zastąpili Kubicą byłego mistrza świata Jacquesa Villeneuve'a. Nie było to ryzykowne posunięcie?
Po wynikach widać, kto miał rację. Wiedzieli, co robią i jestem pewien, że nie żałują swojej decyzji. Mistrz świata Villeneuve był dawnym mistrzem. Nie aktualnym - dawnym, a to wiele wyjaśnia.
Jak pan widzi przyszłość BMW Sauber? Mogą dostać się na sam szczyt?
Oczywiście, będą mistrzami świata. To bardzo mocna ekipa. A będzie jeszcze mocniejsza.
Naprawdę są w stanie dogonić Ferrari?
Dogonią, ale raczej nie w tym sezonie. W następnym.
Sir John Young Stewart, znany jako Jackie Stewart, to ikona F1. Startował w niej w latach 1965 - 1973, trzy razy został mistrzem świata (1969, 1971, 1973), wygrał 27 wyścigów, 43 razy był na podium. W 1966 r sam miał bardzo groźny wypadek w Spa-Francorchamps. Nie miał kto mu pomóc, bardzo długo czekał na lekarza. Wycofał się po zdobyciu trzeciego tytułu mistrzowskiego, po śmiertelnym wypadku przyjaciela i partnera z zespołu Francoisa Ceverta. Zaangażował się w poprawę bezpieczeństwa na torach. W 1966 r był bliski zakwalifikowania się na igrzyska olimpijskie w strzelaniu do rzutków. Ma 69 lat. W 2001 r. otrzymał tytuł szlachecki.