Do tego, że wygrywa pan na 200 m delfinem, już się przyzwyczailiśmy. W Ostrowcu jednak zdecydował się pan na udział w aż ośmiu konkurencjach. Z którego startu jest pan najbardziej zadowolony?

200 motylkowym to moja koronna dyscyplina i zdecydowanie na niej będę się koncentrował na lipcowych mistrzostwach świata w Rzymie. Na mistrzostwach Polski mogłem jednak pościgać się także na innych dystansach. Najlepszy start? Chyba wyścig sztafetowy 4 razy 200 m, gdzie nie tylko wygraliśmy z nowym rekordem Polski, to jeszcze indywidualnie ustanowiłem życiówkę.

Reklama

Warto dodać, że ten rekord życiowy to też nowy rekord Polski, i to pobity o prawie sekundę.

Tak, i właśnie to mnie najbardziej cieszy, szczególnie że stary rekord należał do Artura Wojdata i był to chyba najstarszy z polskich rekordów.

Trzeba jednak zaznaczyć, że miał pan do dyspozycji nowoczesny superstrój, a Wojdat płynął w zwykłych kąpielówkach.

Stroje zdecydowanie pomagają. Niektórzy mówią, że nawet 0,5 s na każdej pięćdziesiątce. Ale sam strój nie popłynie. Zgadzam się jednak, że trzeba tę sprawę uregulować, bo szanse w chwili obecnej nie są równe.

Nowinki techniczne w sporcie są rzeczą naturalną, jednak to, że zawodnik na karcie startowej obok imienia i nazwiska musi wpisać model stroju, w którym płynie, jest już chyba lekkim nieporozumieniem.

Reklama

Zgadzam się. Nie jest dobre to, że ważniejszym pytaniem jest „w czym”, a nie „kto”. Rozśmieszyło mnie, gdy na jednym z portali internetowych poświęconym pływaniu, obok nazwiska zawodnika, który uzyskał minimum na mistrzostwa świata, napisany był model stroju. To zaczyna być już chore.

Paweł Korzeniowski to w pływaniu człowiek firma, ale na mistrzostwach pokazało się dużo młodych zawodników. W kim były mistrz świata widzi swojego następnego?

Mam dwóch faworytów. Pierwszy to grzbiecista Radek Kawęcki, jednak ta konkurencja na całym świecie mocno poszła do przodu i będzie mu ciężko. Drugi to mój krajowy rywal Marcin Cieślak. Nie skończył jeszcze siedemnastu lat, a już robi klasowe wyniki. Ja w jego wieku byłem prawie trzy sekundy wolniejszy. Jest młody i mądrze prowadzony, ma jeszcze duże perspektywy rozwoju.

Muszę też spytać o już sławną grupę sprinterów Bartosza Kizierowskiego. Wszystko, co mogli wygrać, wygrali. Sam się pan o tym przekonał na sto metrów motylkowym, gdzie wszystkich faworytów pogodził młody Marcin Tarczyński.

Tarczyński mnie zaskoczył. Myślałem, że wszystko rozegra się pomiędzy Babuchowskim, Czerniakiem i mną, a tu wygrał Marcin. Chłopak naprawdę jest w gazie. Nie jest to jednak dla mnie frustrujące, że byłem czwarty. Fajnie, że w końcu na zawodach w Polsce jest dobre ściganie. Już wcześniej miałem minimum na mistrzostwa. W finale zrobiło je jeszcze trzech chłopaków. To dobry sygnał dla polskiego pływania. Ale nie wyniki mi najbardziej imponują w grupie Bartka. Zrobił z nich zespół. Kiedy płynęli sztafetę, widać było, że stanowią zespół, a nie czterech oddzielnych zawodników. Nie ukrywam, że czasami w Polsce mi tego brakuje.

Minimum na Rzym jest, a jaki plan minimum na mistrzostwa?

Nie lubię mówić o miejscach i planach. Od jakiegoś czasu pracuję nad techniką i pływaniem pod wodą. Michael Phelps pływa zawsze 15 m pod wodą, ja na razie tylko 12, i moim celem jest, żeby na MŚ popłynąć cztery razy 15 m pod wodą - jak to zrealizuję, będę zadowolony.

Skoro już rozmawiamy o Rzymie, kto będzie największą gwiazdą?

Zawody będą bardzo interesujące, ponieważ pływanie w ostatnich czasach poszło bardzo do przodu. Najbardziej interesuje mnie wyścig sto metrów dowolnym, Magnini, Francuzi i Phelps. Michael nie lubi przegrywać na dużych imprezach, więc musi być pewny swego. Francuzi zostawiają w tyle cały świat, więc będzie ciekawie.