"Ze swoimi możliwościami finansowymi oraz zdecydowaniem firmy bukmacherskie mogą postawić nasz sport na nogi" - mówi "DGP" Andrzej Placzyński, szef SportFive. Jego firma rozpoczyna negocjacje z bukmacherami w sprawie sponsorowania reprezentacji. Jest taka możliwość, że już w przyszłym roku na dresach reprezentacji zniknie logo firmy z branży telekomunikacyjnej, a pojawi się logo firmy z branży gier hazardowych. I raczej nikt nie powinien być zaskoczony. Bo w Europie to coraz częstszy obrazek.

Reklama

"Przygotowujemy oferty. Firm bukmacherskich na rynku jest dużo, wybierzemy najlepszą propozycję. Wszystko jest możliwe, z zastąpieniem głównego sponsora włącznie" - uważa Tomasz Cieślik ze SportFive, który dodaje, że dotychczasowe umowy sponsorskie z reprezentacją kończą się w połowie przyszłego roku.

Możliwości są większe

W nowym rozdaniu PZPN bardzo liczy na bukmacherów. Obecnie jednym z oficjalnych sponsorów kadry jest Expekt.com, który jednak oddaje pole firmie Orange. Działacze chcą więcej. No bo skoro bukmacher płaci ponad 20 mln euro rocznie Realowi Madryt, to dlaczego nie mógłby wyłożyć kilka milionów na reprezentację? "Problemem okazuje się prawo. A raczej jego brak. Tak naprawdę nie wiemy, jak firmom bukmacherskim można się w Polsce promować, a jak nie można" - mówi Cieślik. "W praktyce jest tak, że wszystko samo się wyjaśnia. Według naszych ekspertyz bukmacherowi wolno sporo, ale to nie jest poparte żadną ustawą. W krytycznym momencie negocjacji z potencjalnym sponsorem może to stanowić problem".

Reklama

PZPN - i polskie kluby w ogóle - mają o co walczyć. Pięć największych firm bukmacherskich na polskim rynku - BetClick, Bet-at-home.com, bwin, Unibet oraz Expekt.com - są w stanie w sumie wydawać kilkadziesiąt milionów złotych rocznie na polski sport. BetClick niedawno podpisał umowę sponsorską z Lechem Poznań (około 4 mln zł rocznie), Bet-at-home.com z Wisłą Kraków (również ok. 4 mln), a Unibet lekką ręką wydaje 7,8 mln zł rocznie jako sponsor tytularny I ligi. Dodatkowo praktycznie każda z tych firm wykupuje banery reklamowe na stadionach.

czytaj dalej



Reklama

Cena to około 1 tys. zł za minutę. Zakładając, że warto pokazać swoje logo na trzech meczach w tygodniu, a średnia ekspozycja podczas spotkania trwa pół godziny, to kluby zarabiają w ten sposób 100 tys. złotych co kolejkę. A możliwości wszystkich tych firm są o wiele większe.

Do zachodnich klubów co roku trafiają setki milionów euro z tytułu umów z internetowymi firmami bukmacherskimi. Dla branży gier hazardowych kibice stanowią naturalną grupę docelową. Zasada jest prosta: im więcej pieniędzy będzie trafiać do sportu, tym więcej będzie kibiców. A im więcej będzie kibiców, tym więcej klientów. Pod tym względem, jeśli chodzi o możliwości rozwoju rynku, Polska jest łakomym kąskiem dla bukmacherów. "Ten rynek jest jednym z najważniejszych w Europie" - mówi nam Michał Roliński z bwin.

Agresywnie inwestują

Zdaniem Michała Gradzika z firmy Pentagon Research, firmy bukmacherskie powoli przejmują te strefy sponsoringu, które wcześniej były zdominowane przez inne branże, np. finansową. "Nie powiedziałbym, że my zastępujemy tradycyjnych sponsorów, raczej z nimi konkurujemy. Jesteśmy interesującym i solidnym partnerem dla klubów i federacji sportowych. I chcemy inwestować w sport" - twierdzi Roliński.

Polskie kluby powinny szybko zorientować się, gdzie leżą pieniądze. Tym bardziej, że na rynku jest ogromna konkurencja i firmy bukmacherskie chcąc nie chcąc muszą inwestować coraz agresywniej. "Kilka marek chce dołączyć do już obecnych w Polsce i coraz śmielej wchodzić na nasz rynek. Na przykład Interwetten i Betfair. Ta druga firma jest jednym ze sponsorów Chelsea, w Polsce jest w stanie wyłożyć co najmniej kilka milionów. Z kolei Interwetten jest w Niemczech sponsorem piłki ręcznej, dyscypliny, która wciąż - poza wielkimi imprezami - jest w Polsce jakby niezauważana przez bukmacherów" - uważa Gradzik. "Jednak jeśli polski sport chce korzystać z dobrodziejstw bukmacherów, trzeba uregulować prawo".

"Zgodnie ze swoją strategią obecnie podpisujemy umowy w krajach, które już uregulowały lub regulują rynek online gaming zgodnie z wytycznymi Komisji Europejskiej" - podkreśla Roliński. Być może dlatego Milan ma pieniądze od bukmachera, a Legia Warszawa już nie.