Co słychać u byłego mistrza świata wagi cruiser?

Wszystko w porządku. Jestem zdrowy, a to - oprócz kościoła i wiary - jest najważniejsze. Życie się toczy normalnym torem.

Co z pana obietnicą dotyczącą powrotu na ring?

Oficjalnie wracam do ringu 24 kwietnia podczas gali w Radomiu. Przeciwnik jeszcze nie jest zakontraktowany, ale to będzie ktoś z wyższej półki z Ameryki. W moim narożniku znów stanie Gus Curren i jeżeli będę się dobrze spisywał na wiosnę, to chciałbym jeszcze stoczyć jedną walkę pod koniec lata lub jesienią. I to już będzie definitywny koniec mojej kariery zawodniczej.

Reklama

Czyli do walki niespełna cztery miesiące. Jak wyglądają przygotowania?

Obecnie biegam i chodzę na siłownię. Pilnuję się i trzymam wagę, która oscyluje wokół 98-100 kg. Po świętach planuję wylecieć na obóz na Florydę i na dwa tygodnie przed walką chciałbym zameldować się w Polsce.

Podczas świąt o utrzymanie wagi może być szczególnie trudno...

Nie. Potrafię się upilnować. Czasem żona Dorota mnie pyta, czemu nie jem, a ja odpowiadam żartem, że jak będę gruby, to która się za mną obejrzy?

Niedawno skończył pan 45 lat. Czy przy okazji życiowych wspomnień pomyślał pan może to tym, że minęło już 10 lat od walki z Witalijem Kliczką we Wrocławiu? Czy gdyby taka walka odbyła się w USA, wynik mógłby być inny?

Gdybanie w takich przypadkach jest rzeczą oczywistą. Możemy mówić wiele, ale było jak było. Przyjechałem, zawalczyłem i... przegrałem. Po prostu to nie był mój dzień.

Reklama

Wielu bokserów mówi, że ciężko im jest się pozbierać psychicznie po porażkach. Jak było z panem?

Jeśli masz serce do walki, to nie jest z tym ciężko. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że to jest sport. Wchodzisz do ringu i jeśli to jest twój dzień - wygrywasz. Jeśli nie... wiadomo. Ale jeśli masz "serducho" do walki, to po porażce wracasz.

Trener Adama Kownackiego, który był drugą polską nadzieją na tytuł mistrza świata wagi ciężkiej, po porażkach z Robertem Heleniusem otwarcie mówił, że ten nie wykonał zadań, które założył przed walką. Czy uważa pan, że - jeśli Adam wciąż ma się liczyć w gronie pretendentów - to czas na zmianę szkoleniowca?

Nie wiem, czy to jest czas na zmianę trenera. Każdy ma swoje myśli. Ja zmieniałem trenera, wtedy kiedy wiedziałem, że to musi nastąpić.

Reklama

Czy stać go na powrót do wysokiej, zwycięskiej formy?

Adam jest moim przyjacielem. Życzę mu pomyślności i wszystkiego najlepszego, bo może to nie jest urodzony talent, który może być mistrzem, ale pokazał serce do walki i swoje zrobił. Jeżeli jeszcze to serce ma, to weźmie się w garść i wygra kolejne starcia.

Stan polskiego boksu jest obecnie raczej mizerny. Bez medali olimpijskich, bez mistrzów i posiadaczy pasów w kategoriach, które przykuwają największą uwagę. Jaki jest na to sposób?

Po zakończeniu kariery zajmę się uzdrowieniem boksu w Polsce. Droga jest tylko jedna. Nasi chłopcy muszą przyjeżdżać i trenować w USA. Muszą sparować z Amerykanami. Już kiedyś z powodzeniem próbował tego Mariusz Kołodziej. Ale teraz finansowanie tego nie powinno być indywidualne i prywatne, ale kolektywne. Musi być wsparcie ze związku, a wszystkiemu ma pomagać telewizja. Innej drogi nie ma.

Jak pan oceni stan światowego boksu? Czy przegrywa walkę o popularność z MMA?

Niektórzy mówią, że boks jest w kryzysie, ale prawda jest taka, że w naszym sporcie nigdy kryzysu nie będzie. Zawsze są lepsi i gorsi pięściarze. A walk celebrytów zupełnie nie oglądam. Podobnie jest też z uderzeniami z liścia. Dla mnie to jest nic. Jak chcesz walczyć i pokazać swoją klasę, to wchodzisz do ringu.

Nie chciałby się pan sprawdzić w MMA? Spróbować czegoś nowego na koniec kariery?

Propozycje były zawsze, ale ja zostaję przy boksie.

Czego sobie życzy Tomasz Adamek w 2022 roku?

Tego, co prywatnie zawsze każdemu: zdrowia i pomyślności, abyśmy spokojnie dożyć starości.