Wszystko wskazuje na to, że oszczędzanie nie skończy się zmniejszeniu liczby testów i badań nad aerodynamiką, czy na rzadszej wymianie silników. W ogólnym oszczędzaniu najprawdopodobniej będą musiały wziąć udział nawet gwiazdy - Kimi Raikkonen, Lewis Hamilton czy Robert Kubica. W ich przypadku raczej trudno mówić o zaciskaniu pasa, ale liczba milionów przelewanych na ich konta ma się zmniejszyć.

Reklama

>>>Ferrari i McLaren będą miały po trzy bolidy

"W obecnym klimacie wielkie teamy nie będą już w stanie oferować kierowcom sum, jakie dostawali" - powiedział szef Ferrari, które zresztą zatrudnia najlepiej opłacanego kierowcę - Raikkonena - z kontraktem przekraczającym 30 mln dol. Umowa obowiązuje do końca 2010 roku, ale Domenicali zasugerował, że wszystko może ulec zmianie. Fernando Alonso z Renault, czy Hamilton z McLarena dostają nieco mniej, ale też są to sumy zawrotne, stanowiące poważną część budżetów zespołów.

"Jestem przekonany, że sprawa będzie wkrótce dyskutowana przez wszystkie teamy i omawiana z każdym kierowcą" - twierdzi Domenicali. Głos w tej sprawie zabrał też Sir Frank Williams, szef legendarnego teamu z siedzibą w Wielkiej Brytanii. Jego zdaniem należy wprowadzić w F1 limity wynagrodzeń.

>>>Będzie nowy team w Formule 1?

Robert Kubica do ostatniego wyścigu sezonu 2008 liczył się w walce o podium mistrzostw świata, ale z całą pewnością nie należał do czołówki najlepiej zarabiających kierowców. Teraz Polak ze spokojem przyjął informacje o końcu bajońskich kontraktów w F1. "Wszystko dzieje się bardzo szybko, ale trzeba przystosować się do nowej sytuacji. Pewnie nie zobaczymy już tych ogromnych kontraktów, dramatycznie zmalała też liczba testów, co jest dość trudne dla teamów i pewnie będzie miało wpływ na kierowców" - przypuszcza Kubica.