"Gdyby nie zespół Sex Pistols, którego nagrań nikt w Anglii nie chciał wydać ponieważ obrażał królową, a zaryzykował długowłosy Richard Branson sprzedający tanie płyty na Oxford Street w Londynie z bagażnika starego samochodu, to być może nie mielibyśmy takich niespodzianek w F1 jak dzisiaj" - pisze szwedzki dziennik "Expressen".
"Wydaje się, że wszystko do czego przyłoży rękę Branson od razu odnosi sukces. Tak było w 1973 roku z albumem <Tabular Bells> Mike'a Oldfielda, w którego nikt nie wierzył, a sprzedał się w aż 16 milionach egzemplarzy" - podkreśla gazeta. "Po latach człowiek, który zdenerwował angielski dwór punkową płytą, dalej ma długie włosy lecz za promocje Wielkiej Brytanii został doceniony i mianowany na rycerza" - pisze "Expressen".