Piłkarze Leo Beenhakkera, którzy oglądali pana trening w Jerez byli pod wrażeniem. Nie dowierzali, kiedy powiedział im pan, że spędza na torze po 11 godzin dziennie.
Gdy maszyna jest sprawna, nawet więcej. Przy normalnych warunkach przejeżdżamy minimum 100 okrążeń. Wtedy przyjeżdżam na tor o 7.45 i siedzę do 22.

Podobno po takim dniu treningów można sporo schudnąć?
Nawet pięć kilogramów. Ale ostatnio nie chudnę, bo jeździmy poniżej planów. Sytuacja nie wygląda najlepiej. Na razie większość czasu spędzamy w boksie. Powinniśmy koncentrować się na poprawianiu i ustawianiu pewnych szczegółów, a tymczasem ciągle zajmujemy się wymianą części. Nie jestem w stanie pokonać zbyt długiego dystansu. W Walencji i w Jerez nie przejechałem bez defektu nawet 50 okrążeń toru.

Kiedy ma pan czas na normalne życie?
To jest moje normalne życie. Wyścigi. Ja nie mam innego życia.

Ale piłką nożną się pan interesuje, sądząc po tym jak serdecznie witał się pan z piłkarzami...
Tych z Krakowa trochę znam. Śledziłem ostatnio losy Radka Matusiaka. Czytałem w gazetach do ilu to klubów go sprzedano... Jak poinformowano, że podpisał kontrakt z Palermo, to uwierzyłem dopiero, kiedy miałem okazję z nim porozmawiać i sam to potwierdził.

Odczuwa pan w ogóle strach?
Zależy, co macie na myśli. Mogę bać się kogoś, ale nie czegoś. Nie boję się szybkości. Nie, nigdy. To nie jest możliwe. Oczywiście były sytuacje, kiedy trochę przesadziłem, ale nigdy nie zdarzyło się tak, abym stanął i wysiadł. Jedyne wyjście w trudnej sytuacji to jechać dalej. Jeśli czujesz strach, nigdy nie będziesz mógł szybko jeździć.

Ten nowy bolid, który pan testuje jest szybszy?
Podobno został w 90 procentach zmieniony. Samochód rzeczywiście jest inny, ma sporo nowych elementów. Nie wiem czy można powiedzieć, że w 90 procentach, ale tak naprawdę nie ma to znaczenia. Cały czas pojawia się coś nowego, ważne, żeby bolid był szybki.

Zasadnicza zmiana to nowe opony...
Tak, mają inną konstrukcję, są twardsze i dlatego muszę jeździć trochę łagodniej. Są zawodnicy tacy jak ja czy Fernando Alonso, którzy wchodzą ostro w zakręty. Na tych oponach tak się nie da jeździć, ale nie stanowi to dla mnie wielkiego problemu.

W wyniku wyścigu jaki udział ma kierowca, a jaki bolid?
Nawet najlepszy kierowca w słabym bolidzie nie wygra i odwrotnie. Proporcje są wyważone, ale jednak pewnych praw fizyki nikt, przy najlepszych nawet chęciach, nie jest w stanie przeskoczyć.

A na podium jest pan w stanie wskoczyć? Przed sezonem bukmacherzy ustawili pana w mistrzostwach świata na 8. miejscu. Chyba pana nie doceniają?
A ósme miejsce to tak źle? Dużo zależy od tego, jakim bolidem będę dysponować. Model z ubiegłego roku najlepiej wypadł na tak specyficznym torze jak Monza. Tam mogłem powalczyć o czołowe miejsca. W tym roku bolid wygląda na niezły, tyle że jak już mówiłem, na razie jest sporo awarii.

Raikkonen, Alonso i Massa to kandydaci do tytułu według fachowców. Czy może pan im zagrozić?
Bądźmy realistami, podium to w tej chwili za wysokie progi. Na razie nasz zespół nie jest na tyle mocny, by walczyć o najwyższe pozycje. Dobrze jeśli w miarę regularnie będę zdobywał punkty. Gdybym na koniec sezonu zajął miejsce w pierwszej dziesiątce, to byłbym zadowolony.

Na torze i wokół niego panuje specyficzny hałas. Jest pan od niego uzależniony?
Raczej od jazdy. Gdybym miał tu siedzieć i nie mógłbym jeździć, to raczej bym nie wytrzymał.

Na wakacje też wybiera pan duże miasta, gdzie coś się dzieje?
W wakacje wolę jednak ciszę. Staram się jechać tam, gdzie jest mało ludzi, do lasu.

Sława nie męczy? Na ulicach pewnie co chwila pana zaczepiają.
Nie wiem, co to sława, bo właściwie prawie w ogóle nie chodzę po ulicach. Nie mam na to czasu.

W Polsce nie ma nawet jednego toru Formuły 1, a jej kierowca jest prawie najpopularniejszym sportowcem w kraju. Jak to się stało? Może to kwestia pana osobowości...
Nie potrafię tego wytłumaczyć. Nie mam żadnej wyjątkowej osobowości. Nie jestem medialny i nie zależy mi na popularności. Co to za różnica, czy powiem A czy powiem B. To nic nie zmieni. Przepraszam, ale chyba nie potrafię dać kibicom więcej niż dobry rezultat.

Mamy w Polsce "Kubicomanię", wcześniej była "Małyszomania". Też jej pan uległ?
Nigdy nie uległem "Małyszomanii", bo skoki oglądałem znacznie wcześniej. Jeszcze zanim stały się tak popularne, kibicowałem polskim skoczkom. Moim zdaniem raczej nie będzie można mówić o "Kubicomanii". Nie jestem jak Adam Małysz, ja jestem zwykły. Media mnie trochę podkręcają.

Kiedy nie był pan popularny, bezskutecznie szukał pan sponsorów, teraz wszyscy lgną do Kubicy. Pozostał żal, że nikt w Polsce w pana nie wierzył?
Nie. Zdaję sobie sprawę z tego, jakie są realia. Tak to w Polsce działa, w takim kraju żyjemy. Nie mogę się na to obrażać.

Na ile dzisiaj jest realne, że kolejni polscy kierowcy zrobią karierę w Formule 1?
Nie potrafię przewidywać przyszłości, zobaczymy za 20 lat. Ale sądzę, że droga do niej robi się powoli znacznie łatwiejsza niż ta, którą ja miałem do pokonania. Dzisiaj na przykład w środowisku kartingowców nikt już nie pyta gdzie jest Polska. Przyczyniłem się do tego, przetarłem szlaki, kojarzą ten sport ze mną, z Polską. Nie mówię tego, żeby się dowartościować, taka jest prawda. Pokazałem, że nawet w naszym kraju przebicie się do Formuły 1 jest możliwe.