Przygoński po raz 12. wystartuje w Dakarze, ale po raz pierwszy za kierownicą Toyoty. Podobnie jak przed rokiem z niemieckim pilotem Timo Gottschalkiem. Załoga Orlen Teamu już w pierwszej edycji w Arabii Saudyjskiej pokazała, że może wygrywać z najlepszymi, ale seria awarii Mini pozbawiła jej szansy na wysokie miejsce.

Reklama

"Myślę, że to może być polski Dakar. Kuba Przygoński ma ogromne doświadczenie i gdyby nie prześladujące go kłopoty techniczne, to już by pewnie miał to upragnione podium. Teraz moim zdaniem jedzie po swoje. Nie wiem, czy może wygrać, ale w Dakarze nie obowiązuje zasada, że drugi jest pierwszym przegranym. Tutaj dojechanie w czołówce to gigantyczny wyczyn, miejsce w trójce jest fenomenalnym wynikiem, a wszystko co więcej, to już bonus" - powiedział PAP Sonik, który w tegorocznej edycji Dakaru zajął trzecie miejsce.

Rozpoczynający u boku Sonika dakarową przygodę Wiśniewski z roku na rok radzi sobie coraz lepiej w rywalizacji quadów, a jadący lekkim pojazdem UTV Aron Domżała i Maciej Marton już przed rokiem wygrywali etapy i tylko problemy sprzętowe wykluczyły ich z walki o zwycięstwo.

"Kamil ma olbrzymie szanse na podium. Bardzo się z tego cieszę, bo takie było założenie, gdy zaczynał startować w Dakarze. Załoga UTV też już pokazała, co potrafi. Obserwuję ją na rajdach i widzę, jak świetnie sobie radzi. Obaj są młodzi, ale to nie wiek jest czynnikiem decydującym, tylko doświadczenie. A oni już je mają" - zapewnił krakowski biznesmen.

Obok mechanika holenderskiej ciężarówki Dariusza Rodewalda, Sonik jest jednym z dwóch polskich zwycięzców Dakaru. Przed rokiem zajął trzecie miejsce, tym razem jednak wycofał się z udziału w imprezie.

"Zadecydowało o tym kilka czynników. Jestem przedsiębiorcą i w tych trudnych czasach odpowiadam za pracowników. Moi rodzice są w podeszłym wieku i nie chcę ich zostawiać samych, podobnie jak najbliższej rodziny. I oczywiście budżet. Dakar to droga impreza, a obecnie bardzo ostrożnie trzeba wydawać pieniądze. Wielu zawodników postąpiło podobnie. Moja ekipa przyjęła tę decyzję ze zrozumieniem" - podkreślił.

Jak dodał, cieszy się, że mimo pandemii rajd pojedzie. W sięgającej 1979 roku historii imprezy nie odbyła się tylko jedna edycja - w 2008 roku z powodu zagrożenia terrorystycznego w północnej Afryce.

Reklama

"Dakar to ponad 40-letnia historia i ciągłość ma dla wszystkich jego pasjonatów ogromne znaczenie. To dobrze, że w tej trudnej sytuacji organizatorzy zdecydowali się na jego przeprowadzenie. Przygotowywali się do tego przez rok i na pewno wiedzą, jak to odpowiednio zrobić" - zaznaczył.

Kolejny raz wymienił przy tym zalety organizacji rajdu w Arabii Saudyjskiej.

"Moim zdaniem przenosiny były bardzo dobrą decyzją. W krajach arabskich off-road to wielka pasja i chociaż może kibiców było mniej i nie byli tak żywiołowi, jak w Ameryce Południowej, to liczy się też jakość. Tutaj zainteresowanie było innego rodzaju, ludzie wyjeżdżali głęboko w pustynię, żeby oglądać zawodników. Arabia Saudyjska to było dla mnie wielkie odkrycie, jak piękna i różnorodna może być pustynia. Ten kraj daje wielkie możliwości układania trasy i na pewno kolejne edycje nie będą nudne" - przekonywał.

Sonik nie chce prognozować, czy pojedzie w Dakarze za rok.

"Mógłbym ruszyć na pustynię już jutro, bo fizycznie jestem dobrze przygotowany. Za wcześnie jednak mówić o Dakarze 2022. Trzeba poczekać na rozwój sytuacji. Serce się rwie, ale nie chcę zaklinać rzeczywistości" - zakończył najbardziej utytułowany polski quadowiec.

Rajd Dakar jest najbardziej rozpoznawalną i najtrudniejszą imprezą off-roadową na świecie. W tym roku w Arabii Saudyjskiej impreza otworzyła kolejny rozdział, po 29 latach obecności w Afryce i 11 w Ameryce Południowej. W styczniu po raz drugi odbędzie się w tym kraju. Podzielona na prolog i 12 etapów trasa liczy łącznie 7646 km, w tym 4767 km odcinków specjalnych. Start wyznaczono na 2 stycznia w Dżuddzie, a metę zaplanowano w tym samym mieście 13 dni później.