Giemza wystartuje w Dakarze po raz piąty. W poprzedniej edycji spisywał się bardzo dobrze, ale upadek na trasie dziewiątego etapu wyeliminował go z walki o najlepszy wynik w karierze. Zapewnia, że to niepowodzenie go nie załamało.
"Psychicznie nie przeżyłem tego bardzo mocno, a to głównie zasługa ludzi, którzy mnie otaczają, czyli rodziny i najbliższych. Chociaż odpadłem na dziewiątym etapie, to wewnętrznie byłem z siebie dosyć zadowolony, bo tempo, jakie momentami udawało mi się utrzymywać, było pozytywnie zaskakujące. Na pewno trudne były pierwsze godziny, ale pewnie nikt w takiej sytuacji nie ma uśmiechu na twarzy. Jak wróciłem do domu, to reakcja rodziny, kibiców i znajomych spowodowała, że to w ogóle na mnie nie ciążyło. To było silne wsparcie psychicznie" - wspomina.
W wyniku upadku Giemza naderwał więzadła barkowo-obojczykowe i złamał kość stopy w dwóch miejscach. Szybko jednak doszedł do siebie.
"Dwa miesiące byłem wyłączony z jazdy, ale potem od razu wróciłem na motor. Startowałem w cyklu mistrzostw Polski w rajdach baja i oprócz tego regularnie trenowałem. Ostatnie półtora miesiąca spędziłem w Emiratach Arabskich. Spotykałem tam czołowych zawodników świata, pozdrawialiśmy się na środku pustyni" - powiedział.
Zawodnik Orlen Teamu w nadchodzącej edycji Dakaru pojedzie takim samym motocyklem Husqvarna, jak przed rokiem.
"Motor ten sam, w tej samej specyfikacji, bo ja na nim na ostatnim Dakarze czułem się świetnie. Poza tym KTM i Husqvarna nie wprowadziły na rynek żadnego nowego modelu. Zapowiadany jest na przyszły rok, ale zawodnicy fabryczni oczywiście już będą go mieć teraz. Wiadomo, że są wspierani bezpośrednio przez producentów, więc są krok przed innymi. Z drugiej strony zobaczymy, jak te motocykle będą się sprawować, bo słyszałem plotki, że ta wersja nie jest jeszcze dopracowana" - zaznaczył.
Giemza zdaje sobie sprawę, że kierowcy fabryczni są w uprzywilejowanej sytuacji. Nie przejmuje się tym jednak.
"Teamy fabryczne wszystko co najlepsze oczywiście zostawiają dla swoich zawodników. W tej sytuacji pozostali mogą się poczuć, jakby grali w niższej lidze, ale ostatni Dakar pokazał, że nawet jadąc w drugiej lidze jestem w stanie walczyć z najlepszymi. Uzyskując na odcinkach 11. czy 12. czas plasowałem się w połowie stawki zawodników fabrycznych, bo jest ich w sumie 25. Nie jest więc tak źle, a w czasie rajdu w ogóle o tym nie myślę" - zauważył.
Giemza ma świadomość, że z Rajdem Dakar nieodłącznie związane jest ryzyko. Sam tego doświadczył, dwukrotnie w czterech startach nie dojeżdżając do mety.
"Żeby zwiększyć tempo, granicę ryzyka trzeba przesuwać i ja to z roku na rok robię. Ale staram się nie przekraczać progu bezpieczeństwa. Który teraz będę? Nie wiem, najważniejsze, żeby dobrze jechać, a wyniki klarują się dopiero po połowie rajdu i są zależne także od losów innych zawodników. Na pewno będę chciał poprawić 17. pozycję sprzed dwóch lat, ale Rajd Dakar jest nieprzewidywalny" - zauważył.
Podkreślił, że na przygotowania do najbliższej edycji poświęcił bardzo dużo czasu, ale ostatnie dni przed rajdem spędzi w domowym zaciszu.
"Przez ten rok głównie trenowałem na motocyklu, ale chodziłem też na siłownię i jeździłem rowerem szosowym. To ważne, żeby mieć silne nogi, bo zdarzają się takie etapy, że przez 400 kilometrów jedziemy na stojąco. Zawsze ostatni czas przed Dakarem poświęcam na odpoczynek i regenerację po najcięższym okresie przygotowawczym. Do domu wracam, bo czuję tam największy spokój, mogę odprężyć się psychicznie, zobaczyć najbliższych. Święta pozwalają mi +naładować akumulatory+ i to zawsze działa na mnie bardzo pozytywnie" - zapewnił Giemza.
Rajd Dakar rozpocznie się 1 stycznia w Dżuddzie w Arabii Saudyjskiej.