Dobiega końca pana pierwszy pełny sezon w mistrzostwach świata w wyścigach długodystansowych (WEC). Poziom jest dużo wyższy niż w European Le Mans Series, w którym startował pan w ubiegłym roku?
Nie jest trudniej, jest po prostu inaczej. W ELMS stawka też była mocna, co widać było na przykładzie Le Mans. Tam w jednej imprezie spotkały się oba cykle i w pierwszej piątce znalazły się trzy samochody z ELMS. Teraz wszyscy koncentrują się na WEC, bo pojawiły się nowe kategorie, nowe teamy, nowe samochody. Ten trwający sezon jest jakby "sezonem zero", przygotowującym do kolejnych lat. Poziom jest niezwykle wysoki.
Za nami pięć wyścigów, pozostała jeszcze jedna runda w Bahrajnie. Jak podsumowałby pan sezon?
Były wzloty i upadki, ale wiadomo, że tak jest w sportach motorowych. W niektórych wyścigach wiodło się nam znacznie gorzej niż się spodziewaliśmy. Najsłabiej wyszło nam Fuji, to był nasz najtrudniejszy moment w całym roku. Brakowało nam tempa. Postaramy się zrekompensować to sobie w Bahrajnie. To trochę inna impreza niż pozostałe. Jest tam bardzo gorąco, szybko zużywają się opony. Byłem już tam w zeszłym roku, bo uczestniczyłem w dwóch ostatnich rundach WEC, więc wiem, czego się spodziewać. Wciąż możemy zająć drugie miejsce, musimy się postarać.
W tym cyklu kilku kierowców rywalizuje w tym samym samochodzie. Jak wygląda taka współpraca?
Na samym początku, kiedy przenosiłem się do Endurance, zastanawiałem się nad tym, bo do tej pory zawsze skupiałem się na sobie. W Formule 1 pracuje się na własny rachunek, wszystkie rozmowy z mechanikami prowadzi się z myślą o sobie. Oczywiście, zdobywa się punkty do klasyfikacji konstruktorów, ale przede wszystkim dla siebie. W Endurance inni kierowcy pracują na twój wynik. Trzeba umieć się z nimi dogadywać i znajdować kompromisy. Czasami jakieś ustawienie, które tobie najbardziej pasuje, zupełnie nie podoba się jednemu z kolegów i gdybyś postawił na swoim, w ogólnym rozrachunku straciłbyś więcej czasu niż zyskał. Ale przyzwyczaiłem się do tego.
W Formule 1 rzadko kibicuje się innym kierowcom...
W Formule 1 myśli się tylko o sobie. Kiedy słyszę, że ktoś mówi, że cieszy się, iż jego kolega z teamu zajął lepsze miejsce od niego, moim zdaniem po prostu kłamie. To ładnie brzmi, jest cenne z marketingowego punktu widzenia, ale trudno mi uwierzyć, że ktokolwiek lubi kończyć wyścig za swoim kolegą z teamu. W Endurance musisz pomagać kolegom, żeby byli jak najszybsi, bo oni pracują na twój wynik. To spojrzenie z zupełnie nowej perspektywy na wyścigi, ale też na siebie samego w roli kierowcy, zwłaszcza w momentach, kiedy akurat nie jest się w samochodzie. Cieszę się, że tego doświadczyłem.
Które podejście jest trudniejsze?
Każdy rodzaj sportu motorowego jest zupełnie inny, ale w każdym chodzi o to samo - żeby wycisnąć maksimum z tego, co ma się do dyspozycji. Jednak każda seria ma swoje wyjątkowe cechy i trudności. Kiedy startujesz w Formule 1, nie śledzisz żadnej innej serii. Jesteś na tym w pełni skoncentrowany, nie masz nawet czasu na nic innego. Kiedy pierwszy raz pojechałem Le Mans, to zmieniło moje życie. Trudno nawet o tym opowiedzieć, trzeba to przeżyć. To długi tydzień, emocje są ogromne, wiele się dzieje. Wyścig jest bardzo wymagający, może nie przez pierwszą godzinę, ale przecież trwa 24. Z drugiej strony rajdowe mistrzostwa świata (WRC) też są czymś wyjątkowym, to Formuła 1 rajdów.
Jak godzi pan obowiązki kierowcy rezerwowego Formuły 1 ze startami w innych cyklach?
Swój program wyścigów łączę z moją rolą w Alfa Romeo od 2020 roku, po sezonie spędzonym w Williamsie. W niektórych okresach jestem bardziej, w innych - mniej aktywny. Najtrudniejszy był 2020 rok, bo wtedy z powodu pandemii cały sezon został "ściśnięty" i w każdy weekend albo ścigałem się w serii DTM, albo byłem na Formule 1. Czegoś się wtedy nauczyłem. W tym roku trochę mniej zajmuję się Formułą 1, zdecydowanie więcej uwagi poświęcałem swoim wyścigom niż w przeszłości, one są dla mnie priorytetem.
Gdzie pana zobaczymy w przyszłym roku?
Mam już jakiś pomysł, ale rzeczywistość nigdy nie jest tak prosta, jak plany. Muszę przyznać, że zakochałem się w Le Mans, to coś wyjątkowego. Bez niego wyścigi Endurance nie byłyby tak atrakcyjne, to najważniejsza impreza sezonu. Jeśli chce się tam wygrać, trzeba startować w kategorii Hypercar, która już jest w cyklu, ale w przyszłym roku będzie więcej teamów i producentów, więc będzie większa konkurencja. Chciałbym startować w tej kategorii, ale nie wiem, czy to będzie możliwe. Jeśli nie, to mam nadzieję, że będę mógł spędzić jeszcze jeden sezon w LMP2, czyli na "zapleczu" najsilniejszych Hypercars, i mieć dobry punkt wyjścia na 2024 rok. Poczekajmy do końca sezonu, potem decyzje zapadną.
Rozmawiał: Maciej Machnicki