Co spowodowało, że grać będzie pan teraz w stolicy Francji?
W Barcelonie rozgrywam czwarty sezon. Po jego zakończeniu przenoszę się do Paryża. Na decyzję złożyło się wiele aspektów. Jednym z nich jest chęć spróbowania innej ligi. Francuska jest jedną z najsilniejszych. Jest ponadto bardziej fizyczna, gra w niej sporo rosłych i fizycznie dobrze zbudowanych piłkarzy. O poziomie francuskiej ligi najlepiej świadczy fakt, że w ostatnim Final Four grały trzy drużyny z Francji. Nie ukrywam, że przejście do Paris Saint Germain to dla mnie spore wyzwanie. Pomyślnie przeszedłem badania medyczne i myślę, że nad Sekwaną dam sobie radę.
Jak przyjęli kibice Barcelony wiadomość o rozstaniu?
Po podpisaniu kontraktu nie miałem jeszcze styczności z miejscowymi kibicami. To bardzo inteligentna widownia i wierzę, że rozstanie nie będzie dramatyczne. Każda ze stron podchodzi do sprawy niezwykle profesjonalnie. Od polskich kibiców dostałem już sporo gratulacji. Telefon nie milknie i dzwoni bez przerwy. Sympatycy piłki ręcznej w Barcelonie będą pamiętać, że z kolegami trzykrotnie zdobyłem mistrzostwo Hiszpanii, tyle samo razy wywalczyliśmy Puchar Króla i ASOBAL Cup oraz czterokrotnie Superpuchar Hiszpanii w latach 2015-2018 i dwa razy klubowe mistrzostwo świata w 2017 i 2018 roku.
W wywiadzie dla PAP w listopadzie 2015 roku powiedział pan, że dobrze zaaklimatyzował się w Barcelonie i wszystko mu w tym klubie odpowiada. Nie żal więc się żegnać się z Barceloną?
Sport nie zna sentymentów. Nadarzyła się okazja, więc muszę z niej skorzystać. Zwłaszcza, że przejście do Paris Saint Germain odbyło się ze zrozumieniem obu klubów. Poznałem Hiszpanię, na ile pozwalał mi na to czas. Szkoda, że nie miałem możliwości pojeździć na nartach. W kontrakcie miałem bowiem zakaz uprawiania sportów ekstremalnych. Kilometry na nartach wyjeździła za mnie moja żona Dagmara.
Syprzak rozegrał w reprezentacji Polski 113 spotkań, zdobył 216 bramek i walnie przyczynił się do zdobycia przez biało-czerwonych brązowego medalu mistrzostw świata w 2015 roku.