Lech w sobotę wywalczył szósty w historii klubu, ale pierwszy od 1993 roku tytuł mistrzowski. 49-letni szkoleniowiec po raz pierwszy w karierze mógł cieszyć się z takiego osiągnięcia.

Reklama

Kolejnym wyzwaniem dla niego i drużyny będzie awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. "Kolejorz" będzie się o to starał bez Roberta Lewandowskiego, ale z czterema nowymi piłkarzami, którzy mają podnieść poziom zespołu.

PAP: Bał się pan ostatniego meczu z Zagłębiem Lubin (2:0)?

Jacek Zieliński: Bojaźni nie czułem, ale element niepewności był. Wierzyłem w zespół, ufałem, że nie zmarnujemy wielkiej szansy na mistrzostwo Polski, ale nerwówka jest zawsze. Kto widział to spotkanie, ten wie, że Zagłębie bardzo wysoko zawiesiło nam poprzeczkę.

Reklama

PAP: Wiosną Lech w 13 meczach odrobił osiem punktów straty do Wisły. Nie było momentów zwątpienia, np. po remisie w Krakowie z Wisłą?

J.Z.: Wtedy wielu ludzi mnie krytykowało za rzekome asekuranctwo. Ja mogę tylko powtórzyć to, co powiedziałem wówczas, że 15 maja okaże się, czy ten wynik był dobry. Wyszło na moje. Teraz chciałbym usłyszeć, co mają do powiedzenia ci, którzy mieli inne zdanie.

PAP: Ale takiego przebiegu końcówki sezonu, szczególnie przedostatniej kolejki, gdzie w doliczonym czasie gry odmieniły się losy meczów Ruchu z Lechem i Cracovii z Wisłą, pan się chyba nie spodziewał?

Reklama

J.Z.: A kto się spodziewał?! Tego by nie wymyślił najlepszy reżyser. Zbieg okoliczności był wtedy niesamowity. To pokazuje, jak piękna jest piłka nożna i dlaczego kochają ją miliony ludzi.

PAP: To był przełomowy moment sezonu?

J.Z.: Nie. To był splot fantastycznych dla nas okoliczności, ale takim przełomem była dla Lecha porażka w Pucharze Polski ze Stalą Stalowa Wola (29 września 2009 - PAP). Czasem trzeba dostać w pysk, by drużyna się otrząsnęła, scementowała. Wtedy reakcja wszystkich w klubie była spokojna, ale stanowcza. Ruszyliśmy do przodu, "poznańska lokomotywa" nabierała tempa, zyskiwała charakter. Tamto niepowodzenie dało podwaliny pod tytuł mistrzowski.

PAP: Zgadza się pan ze stwierdzeniem, że zdobyła go drużyna, która prezentowała najładniejszy futbol?

J.Z.: Nie mnie oceniać. Ja w pracy stawiam głównie na efektywność, bo z wyniku jestem rozliczany, ale w Lechu staramy się łączyć ją z polotem, finezją w grze. Pozyskujemy piłkarzy, którzy mogą nam pomóc zrealizować oba cele.

PAP: Kibice zgotowali wam fantastyczną fetę na Starym Rynku. Teraz będą domagać się kolejnych sukcesów. Nie boicie się presji, rozczarowania?

J.Z.: Po to się walczy o mistrzostwo Polski, by później sprawdzić się w Lidze Mistrzów. Wiemy, jakie są oczekiwania, ale to nas nie przeraża. Wręcz przeciwnie. Jedno tabu złamaliśmy - Lech zdobył <<majstra>> po 17 latach. Teraz czeka nas kolejne wyzwanie - chcemy być pierwszym po wielu latach polskim zespołem w fazie grupowej Champions League. Do odważnych świat należy.

Czytaj dalej >>>



PAP: Czyli cele na nowy sezon są jasne?

J.Z.: Zgadza się. Obronić mistrzostwo i awansować do fazy grupowej Ligi Mistrzów.

PAP: Od roku kwalifikacje wydają się łatwiejsze dla drużyn z tej części Europy, choć Wisła Kraków nie wykorzystała szansy i odpadła już z mistrzem Estonii...

J.Z.: Zamiast oceniać potencjał rywali przez pryzmat nazwy kraju, przyjrzyjmy się lepiej budżetom tych klubów. Pod względem finansowym jesteśmy na szarym końcu. To musi się zmienić, byśmy mogli ściagąć zawodników lepszych od tych, których teraz mamy. Dlatego latem trafią do Lecha piłkarze klasowi, którzy nie będę zmiennikami, nie tylko uzupełnią skład, ale od razu wskoczą do podstawowej jedenastki i będą czołowymi postaciami.

PAP: Znajdą się na to środki?

J.Z.: Mam to obiecane. Dokonamy czterech konkretnych transferów. Piłkarzy mamy już wyselekcjonowanych, ale oczywiście nie mogą zdradzić ich nazwisk.

PAP: Będziecie kupować za pieniędzy ze sprzedaży Roberta Lewandowskiego?

J.Z.: Też. Jego odejście jest pewne. Mieliśmy już czas, by się z tym pogodzić i pozbyć się złudzeń, że zostanie, nawet w przypadku zdobycia tytułu. On przerósł polską ligę. Niech wyjedzie dla swojego dobra. To będzie olbrzymi uszczerbek dla naszej drużyny. Wiemy, że szybko nie znajdziemy jego następcy, bo to nie takie proste. Łatwiej chyba będzie nam zmienić sposób gry.

PAP: Szukacie wzmocnień w kraju czy za granicą?

J.Z.: Bierzemy pod uwagę oba warianty.

PAP: W niedzielę nagrodę dla "Odkrycia sezonu", podobnie jak Lewandowski przed rokiem, odebrał Artur Sobiech z Ruchu Chorzów. Czy ten piłkarze latem trafi do Lecha?

J.Z.: Mogę powiedzieć tylko tyle, że ten zawodnik bardzo przypomina Roberta sprzed dwóch lat, gdy ten debiutował w ekstraklasie.

PAP: Sponsorem Lecha będą też kibice. Na pewno nie będzie kłopotów z zapełnieniem nowego stadionu...

J.Z.: W Poznaniu komplet na trybunach to norma, więc mistrzostwo kraju tu nic nie zmieni. Chętnych na bilety będzie jednak na pewno więcej. Ludzie chcą oglądać piłkę, nawet polską, tylko w dobrych warunkach. W Lubinie, Kielcach, gdzie także powstały nowoczesne obiekty, z frekwencję nie ma kłopotów. To, oprócz finansów, drugi z warunków naszej skutecznej pogoni za wielkim futbolem.

Rozmawiał: Paweł Puchalski