Anglik minutę przed końcem spotkania, przy stanie 3:3, nie zauważył zagrania ręką Ahmeda Al Muhammadiego w polu karnym. Sprytny Egipcjanin dobrze wiedział jakie grożą mu konsekwencje, odegrał więc kiepskiej jakości komedię, starając się przekonać sędziego, że dostał piłką w twarz. Podczas, gdy wszyscy telewidzowie oglądali powtórki z kilkunastu kamer pokazujące ewidentnie, że Al Muhammadi zatrzymał zmierzającą do siatki piłkę ręką, zawodnik leżał na murawie z wyrazem bezgranicznego bólu, jakby to nie piłka go trafiła, ale przynajmniej Mike Tyson.
Webb, który w pierwszym odruchu dał się nabrać i pokazał rzut rożny, spokojnie czekał, aż lekarze skończą opatrywać cierpiącego Egipcjanina. Nagle jednak - mniej więcej po dwóch minutach - zmienił decyzję. Symulantowi pokazał czerwoną kartkę i podyktował rzut karny, który Kaka zamienił na zwycięskiego gola.
Decyzja jak najbardziej słuszna. Karny był ewidentny. Wedle samego arbitra rozstrzygnięcie zostało zmienione po konsultacji z sędzią liniowym. Wedle jednak Egipcjan, ale także wielu ekspertów i naocznych świadków, Anglik został przez radio powiadomiony o tym, że karny się należy Brazylijczykom, przez sędziego technicznego, który całą sytuację zobaczył na telewizyjnych powtórkach.
Zwykłego kibica nie obchodzi, co zadecydowało o takiej, a nie innej decyzji. Ważne, że karny został podyktowany, a bezczelny i w sumie jednak dość nieudolny symulant, wyrzucony z boiska. Kibica nie obchodzi, ale FIFA jak najbardziej. Rozpoczęło się wielkie dochodzenie, czy Webb przypadkiem nie skorzystał jednak z zapisu wideo. Oczywiście sprawie szybko ukręcono łeb, stanęło na tym, że to liniowy był na tyle bystry, że zauważył rękę w polu karnym (czemu jednak zajęło mu ta aż dwie minuty, by to wyartykułować?). Musiało się tak skończyć, bo inaczej Egiptowi mógłby nawet należeć się walkower. Przede wszystkim jednak FIFA boi się powtórek wideo nawet chyba bardziej niż diabeł święconej wody...
Dlaczego korzystanie z powtórek wideo cały czas jest tabu w świecie futbolu? "Nie mam pojęcia, takie jest stanowisko FIFA i trudno z tym tak naprawdę dyskutować" - mówi ze stoickim spokojem były sędzia międzynarodowy i prezes PZPN, Michał Listkiewicz. "Od jesieni mecze sędziować będzie dwóch kolejnych arbitrów, ustawionych za linią bramkową i odpowiedzialnych tylko za pole karne. To powinno poprawić jakość sędziowania".
Szef międzynarodowej federacji piłkarskiej - Sepp Blatter jest zadeklarowanym przeciwnikiem korzystania z zapisu wideo. "Póki ja jestem prezydentem FIFA nie ma szans na korzystanie z powtórek telewizyjnych. Nie dopuszczę do sytuacji, by mecz był przerywany. Zabije to całkowicie radość i spontaniczność futbolu".
Pytanie jakie się pojawia brzmi jednak, czy w przypadku kiedy gra toczy się o wielkie sumy pieniędzy (dla przykładu - zwycięzca Ligi Mistrzów z 2009 roku, FC Barcelona od samej UEFA zgarnęła 110 milionów euro) może w ogóle być mowa o „radości” i „spontaniczności”. W przypadku meczów o najwyższą stawkę nie chodzi o uczestnictwo, czy pochwalenie się przed rodziną i znajomymi. Gra toczy się o bardzo konkretne pieniądze i zaszczyty.
Częstym argumentem obrońców status quo, czyli utrzymania zakazu korzystania z powtórek wideo, jest ten mówiący, że gra będzie rwana i co chwila przerywana. Straci płynność. Jak pokazały jednak wydarzenia z poniedziałkowego meczu (zakładając jednak, że Webb z zapisu wideo skorzystał), że wszystko odbyło się całkowicie płynnie.
Powtórki dopuszczone są w tak dynamicznych dyscyplinach sportowych jak chociażby hokej w wydaniu NHL, czy rugby. Oczywiście nigdzie nie jest tak, że przy każdej kontrowersyjnej sytuacji pędzi się do telewizorów i ogląda powtórki. W niektórych dyscyplinach (NHL) o sprawdzenie kontrowersyjnej sytuacji może poprosić trener jednej z drużyn (tylko ograniczoną ilość razy w meczu - najczęściej dwa), w innych sportach (rugby) kontrowersyjne sytuacje oglądają sędziowie zajmujący miejsce przed telewizorami na trybunach i przez radio informują sędziego.
"Nie wyobrażam sobie w ogóle takiej sytuacji, że miałby nie decydować sędzia główny" - mówi Listkiewicz. "Jeżeli w ogóle kiedykolwiek powtórki miałyby wejść do piłki nożnej, to na pewno nie na zasadzie siedzących gdzieś na trybunach przed telewizorem panów".
Zwolennicy błędów sędziowskich bronią się mówiąc, że nikt nie domaga się wprowadzenia technologicznych urządzeń, które będą za napastników strzelały bramki, albo broniły za bramkarzy. Sędzia jest według nich takim samym uczestnikiem gry, i podobnie jak nieudolny napastnik nie trafiający z metra do pustej bramki, ma prawo popełniać błędy. Tak mogą jednak twierdzić tylko tacy, którzy nie widzą tej - wcale nie tak subtelnej - różnicy między arbitrem - który ma orzekać sprawiedliwie i tak, by nie wypaczyć wyniku - a piłkarzem.
Inny argument przeciwników mówi, że futbol musi być taką samą grą wszędzie - czy to finał mistrzostw świata, czy trzecia liga w Nigerii, grupowa faza Ligi Mistrzów, czy mecz Huraganu Wołomin z Wichrem Kobyłka. A wiadomo, że nie wszędzie będzie można korzystać z powtórek. Korzystając z tego argumentu przeciwnicy postępu strzelają jednak sami sobie stopę. Futbol już dziś korzysta z nowoczesnej i zaawansowanej technologii. Sędziowie prowadzący zawody w najwyższych klasach rozgrywkowych, czy w międzynarodowych turniejach, utrzymują między sobą łączność radiową. Arbitrzy na piersiach zainstalowane mają wibratory, uruchamiane przyciskiem znajdującym się na chorągiewce liniowego. Dziś główny sędzia teoretycznie nawet nie musi na swoich pomocników patrzeć.
"Zgadzam się, że technika wkroczyła już w świat piłki. Argument mówiący o tym, że przepisy muszą być takie same niezależnie od szerokości geograficznej, nie jest niestety trafiony" - potwierdza Listkiewicz. "Wejście powtórek wydaje się nieuchronne, ale myślę, że nie wcześniej niż za cztery lata".
Pytanie tylko dlaczego przez kolejne cztery lata - a znając FIFA pewnie nawet dłużej - co weekend jak Europa długa i szeroka nieść się mają narzekania na sędziów, oskarżenia o wypaczenie wyników. Tylko dlatego, że pan Blatter oświadczył, że albo jego trup, albo wideo.