Tyle dobrych wiadomości dla właściciela Chelsea Romana Abramowicza. Nawet jeśli jego drużyna wygra w tym roku i Premiership, i Ligę Mistrzów, to zyski choćby w połowie nie pokryją strat - informuje DZIENNIK.

Rozgrywanie takich meczów, jak ten dzisiejszy w 1/8 finału Ligi Mistrzów między Chelsea a Porto wciąż ma sens, bo bardzo prawdopodobne, że najbogatszy klub piłkarski świata (patrząc nie na oficjalne rankingi, a na nieformalny wpływ jego właściciela na wielkość budżetu) przegra z takim średnio zamożnym. A jak przegra, to spektakularnie, ośmieszając się na oczach całej Europy.

Reklama

Bo Chelsea to najwięcej wydająca drużyna ze wszystkich w lidze angielskiej. Bo kilkunastu piłkarzy tego klubu zarabia ponad 100 tys. funtów tygodniowo. Bo dyrektor generalny Peter Kenyon jest najlepiej opłacanym człowiekiem na tego typu stanowisku w Premiership (około 1,7 mln funtów rocznie – 400 tys. funtów więcej niż dyrektor Manchesteru United David Gill). Zarabia dużo, bo pracy ma co niemiara. Skąd wysupłać 25,5 mln funtów za przedwczesne zerwanie kontraktu z firmą odzieżową Umbro? Jak pokryć 22-milionową stratę za transfery Adriana Mutu i Juana Sebastiana Verona? Anglik ma jeden sposób – poprosić Abramowicza o mały datek na rzecz klubu, bo zyski z reklam i umów sponsorskich (tych oficjalnych) są niewystarczające.

"Chelsea ma super sponsora, to taki ideał wśród sponsorów" - ironizuje menedżer Arsenalu Arsene Wenger. "Patrząc przez pryzmat matematyki, minus 80 to minus 80. To nie jest trochę pod powierzchnią wody. To jest głębia, rów morski o głębokości 80 metrów. W normalnych warunkach klub z taką stratą już by dogorywał, ale Chelsea ma takiego sponsora, dzięki któremu nie dość, że jeszcze żyje, to ma się świetnie" - dodaje.

Reklama

Abramowicz zainwestował w Chelsea ponad 500 mln funtów, z czego 308 mln stracił już bezpowrotnie. Wydaje się, że jego kieszeń nie ma dna, ale jak przyznał prezes londyńczyków Bruce Buck, nawet największemu altruiście znudzi się kiedyś wydawanie pieniędzy w błoto. Tym bardziej, że w rankingu na najbogatszych Rosjan jest coraz niżej. Dlatego władze Chelsea robią co mogą, aby od sezonu 2009-10 klub sam na siebie zarabiał.

Chcą przeprowadzić ekspansję swojej marki w Chinach i Ameryce Północnej, a jak się uda, to obniżyć kilku piłkarzom kontrakty. "To dlatego praca dyrektora generalnego jest taka ciężka" - mówi Kenyon.

Współczujemy z całego serca. Sporo osób w klubie spanikowało, gdy Abramowicz był nieobecny na pięciu meczach Chelsea. Okazało się, że w tym czasie odpoczywał na Karaibach, bo chciał odpocząć od marnych występów swoich piłkarzy. Wrócił uśmiechnięty i wypoczęty. Ale co będzie jak pewnego razu wyjedzie i już nie wróci? "O to proszę się nie martwić. Abramowicz kocha swój klub, na wakacjach oglądał wszystkie mecze Chelsea w telewizji" - powiedział Buck. Obejrzyjmy ten dzisiejszy z Porto. Ciekawe gdzie tym razem wyjedzie Abramowicz. I czy wróci?