Tymczasem wszyscy zatrzymani po 28 lutego nie będą mogli liczyć na powrót na boisko. W PZPN pomysł wprowadzenia przepisów o niekaraniu piłkarzy, uczestniczących w ustawianiu spotkań zrodził się we wrześniu ubiegłego roku. Po sugestiach prokuratury. Wcześniej regulamin dyscyplinarny nakazywał futbolowej centrali dyskwalifikować każdego, kto usłyszał zarzuty korupcyjne, choćby sam się zgłosił.

Reklama

Okazuje się, że nowa uchwała nie pomogła w znalezieniu graczy, którzy uczestniczyli w korupcji. "Teraz sami będziemy ich szukać, a zebraliśmy już tyle dowodów, że nie będzie to trudne" - zapewniają śledczy.

Piłkarze unikają jak ognia policji, choć liczba zawodników, którzy byli przynajmniej świadkami korupcji, jest olbrzymia. W Górniku Polkowice, Arce Gdynia, Zagłębiu Sosnowiec, KSZO Ostrowiec i Górniku Łęczna działacze zabierali piłkarzom zarobione przez nich pieniądze na kupowanie meczów.

"Nigdy nie byłem świadkiem korupcji, ani w niej nie uczestniczyłem" - zapiera się Jacek Berensztajn, choć przez półtora roku grał w ustawiającym mecze na potęgę KSZO Ostrowiec. Tak samo odpowiada każdy, kto był zawodnikiem klubu umoczonego w korupcję. Nielicznym pamięć wraca dopiero po wizycie we wrocławskiej prokuraturze.

Reklama

Dotychczas w kajdankach trafiło do niej dopiero czterech graczy. Od marca to piłkarze, a nie sędziowie mogą być ludźmi najczęściej zatrzymywanymi. "Jesteśmy zdziwieni ich postawą. Taki działacz to zwykle dziadek po sześćdziesiątce. Jeśli PZPN dożywotnio zakaże mu zabawy w piłkę, to będzie miał to w nosie. Ma emeryturę, albo prowadzi własny biznes. A zamieszani w korupcję zawodnicy najczęściej nie umieją nic poza kopaniem piłki" - mówi jeden ze śledczych.

Zawodników niczego nie nauczyły doświadczenia piłkarzy Polaru Wrocław, którzy jako pierwsi zasiedli na ławie oskarżonych za sprzedawanie meczów. Konsekwentnie wszystkiemu zaprzeczali i żaden z nich nigdy nie wrócił do poważnego futbolu. Tomasz R., były obrońca Polaru, wpadł w problemy finansowe. Z rozpaczy zaczął nałogowo grać w kasynie. Do dzisiaj nie może znaleźć sobie jakiegokolwiek klubu.

Zupełnie inaczej, niż napastnik GKS Bełchatów Mariusz Ujek, który ponad pół roku temu usłyszał w prokuraturze zarzuty korupcyjne za okres, w którym grał w Zagłębiu Sosnowiec. Szybko poszedł na współpracę z organami ścigania i wrócił na boisko.