Pierwszoligowy sędzia Marek Ryżek mieszka w Obrzycku. Raptem kilometr od Ryszarda F., "Fryzjera", któremu wrocławska prokuratura zarzuca kierowanie piłkarską mafią. Ale Ryżek, zwany szoferem Fryzjera, wzbudza zainteresowanie nie tylko ze względu na sąsiada. Ten arbiter brał łapówki za ustawianie meczów. Tak przynajmniej zeznali zatrzymani przez policję piłkarscy działacze.

Reklama

Ryżek jest jednym z sędziów, którzy w sezonie 2003/04 usilnie "pomagali" drugoligowej wówczas Arce, klubowi najbardziej zamieszanemu w aferę korupcyjną, zawieszonemu obecnie przez Wydział Dyscypliny PZPN. Zdaniem wrocławskiej prokuratury, gdynianie kupili wtedy aż 13 meczów. Dwa z nich - z KSZO Ostrowiec (wygrany przez Arkę 2:0) i Cracovią (1:1) - prowadził Marek Ryżek. Wielkopolski arbiter miał wziąć od szefów gdyńskiego klubu po 5 tysięcy złotych łapówki za korzystne wyniki - dowiedział się "Fakt".

To niejedyne spotkania z tamtego sezonu, które "szofer Fryzjera" sędziował w sposób podejrzanie skandaliczny. Błysnął zwłaszcza we wrześniu 2003 roku. I to w odstępie zaledwie dwóch tygodni. 7 września prowadził mecz Pogoni Szczecin z Ruchem Chorzów (2:2) w Szczecinie. Goście jeszcze 15 minut przed końcem meczu prowadzili 2:0. I wtedy do akcji wkroczył Ryżek.

"Przewróciłem się na własnym polu karnym, ale sędzia uznał, że zagrałem piłkę ręką. Tymczasem, czego dowiodły telewizyjne powtórki, piłka była... kilkanaście metrów ode mnie" - mówił rzekomy sprawca rzutu karnego, chorzowianin Mariusz Śrutwa. Tak Pogoń strzeliła kontaktowego gola. A bez niego o remisie nie mogłaby nawet pomarzyć.

Reklama

Dwa tygodnie później Ryżek prowadził spotkanie GKS Bełchatów - Jagiellonia Białystok (3:2). "Kiedy w drugiej połowie strzeliliśmy gola na 2:3, sędzia kręcił nas jak cholera. Już wcześniej dał Bełchatowowi dwa karne z kapelusza i uznał bramkę, którą rywale zdobyli ze spalonego. Wcześniej przez 10 miesięcy nie przegraliśmy meczu, ale w Bełchatowie przegrać musieliśmy" - wspomina zawodnik Jagiellonii, Jacek Chańko.

"Sędzia wyrzucił mnie z boiska za to, że usiłowałem wyrwać się trzymającemu mnie za koszulkę Rafałowi Berlińskiemu. Telewizyjny zapis to potwierdził" - dodaje ukarany w tamtym meczu czerwoną kartką białostocczanin Tomasz Reginis.

Ryżek wywoływał skandale już wówczas, gdy sędziował w niższych ligach. Jednak i wtedy włos mu z głowy nie spadł, na dodatek szybko awansował do ekstraklasy. Bo nad karierą swego szofera zawsze czuwał "Fryzjer", protektor przekupnych sędziów.

Reklama

Listopad 1999 roku, Złotów (woj. wielkopolskie). Wicelider piątej ligi Sparta Złotów podejmuje lidera Drawę Krzyż. Wygrana gospodarzy awansuje ich na szczyt tabeli i będzie cenną zaliczką przed rewanżami. Do 80. minuty gospodarze prowadzą 1:0 i... "...wtedy Ryżek dyktuje dla gości rzut wolny, po którym gospodarze wybijają piłkę na środek boiska. Ale sędzia cofa tę akcję i dyktuje rzut karny dla gości" - wspomina w rozmowie z "Faktem" Janusz Justyna, kronikarz Sparty Złotów.

Po strzeleniu przez gości wyrównującego gola z rzutu karnego Ryżek natychmiast kończy mecz. "Faulu w ogóle nie było, a już na pewno nie na polu karnym" - podkreśla były drugi trener Sparty, Marek Laska. "Ale tak musiało być, bo dwa dni przed meczem z Drawą odrzuciłem telefoniczną ofertę. Facet żądał minimum 2 tysięcy złotych, bo tyle - i to za remis - już dali sędziemu działacze z Krzyża. Nagraliśmy ten mecz na wideo. Przekręt Ryżka widać gołym okiem i jestem gotowy te słowa powtórzyć we wrocławskiej prokuraturze" - podkreśla Laska.