Rok temu każdy mówił o nim „talent”. Dwa lata temu, trzy i cztery także. Różnica była tylko taka, że wtedy opinie te słyszało znacznie mniej osób, bo grał w drugiej lidze. Poza tym temu talentowi czegoś brakowało. Pewności siebie? "Nieee, panowie. Pewność siebie to on miał od zawsze. Wiedział doskonale, że potrafi grać w piłkę, po prostu się tym nie chwalił! Jednak teraz uwierzył w niego sam Beenhakker, postawił na niego i Łukasz nie zawiódł. Dlatego będzie coraz lepszy" - zapowiada Marcin Wasilewski, który kiedyś powstrzymywał rajdy Garguły w barwach Śląska Wrocław.
Obecny playmaker kadry grał wówczas w Polarze Wrocław. Dziś obaj decydują o obliczu reprezentacji. Garguła nie tylko uwierzył w siebie, ale także nabrał siły fizycznej. "Jedno wynika z drugiego. Gdy czujesz, że jesteś silny, to mocniej w siebie wierzysz" - mówi Michał Chałbiński, najlepszy strzelec ekstraklasy w tym sezonie. "To prawda, Łukasz ma w nogach dynamit, który musi na każdym robić wrażenie" - dodaje Wasilewski.
Dodatkowe pokłady dynamitu wszczepił w organizm Garguły Orest Lenczyk. Gdy na początku pracy w Bełchatowie zaczął uczyć piłkarzy przewrotów w przód, tył i skoków przez konia, ci śmiali się, że przyszedł nauczyciel WF. Dziś przyznają, że pod okiem tego szkoleniowca wszyscy wykonali jeden gigantyczny skok do przodu.
Garguła woli robić wrażenie na boisku niż poza nim. Nie lubi błysku fleszy. Kiedyś nie dał się namówić na wizytę w jednej ze stacji telewizyjnych, argumentując: "Nie czuję się dobrze przed kamerą, wolę być na boisku". Poza nim skromny, poukładany aż do bólu, ktoś powie, że nudny.
Ktoś inny zapyta: jak to możliwe, że on się przyjaźnił z tym ekstrawaganckim Matusiakiem? "Rozumieliśmy się idealnie, nie tylko na boisku, ale przede wszystkim poza nim. Nie ukrywam, że brak mi Radka po jego wyjeździe" - mówi Garguła, u którego Matusiak czasem mieszkał, gdy nie miał jeszcze własnego lokum w Bełchatowie. Łukasz przygotowywał wtedy czasem posiłki.
„Specjalnością zakładu” były naleśniki a la Garguła. Następcom Matusiaka w drużynie już takich nie robi: "Jest tylko jeden Radek M." - śmieje się piłkarz. "Łukasz może grać jeszcze lepiej niż przeciwko Zagłębiu w Wielki Czwartek. Teraz jest zdołowany. Nikt o tym nie mówi, ale on stracił najbliższego przyjaciela, człowieka z którym spędzał pewnie tyle czasu, co ze swoją dziewczyną. Widać, że brakuje mu Matusiaka, że żyje też jego problemami we Włoszech. Że już teraz myśli, czy warto będzie wyjeżdżać z kraju po sezonie. Garguła nie ma lekko, pamiętajcie o tym" - mówi Orest Lenczyk.
Co szkoleniowcy w Polsce cenią w nim najbardziej? "Ma wszystko. Szybkość, wytrzymałość, technikę, strzał z obu nóg. Wszechstronny i znakomity" - mówi pierwszy trener Garguły w Bełchatowie Jacek Zieliński, dziś szkoleniowiec Odry. A co mówi Lenczyk? "Łukasz jest mądrym, skromnym, wspaniałym człowiekiem" -stwierdza trener GKS.
Asystent Leo Beenhakkera Bogusław Kaczmarek wie, jak Garguła wkroczył w wielki piłkarski świat: "Rósł w siłę razem z drużyną Bełchatowa. Tak jak ona dojrzewała, by zostać liderem naszej ligi, tak on dojrzewał do roli lidera drużyny, a także jednego z najlepszych piłkarzy w Polsce. Nosi głowę nisko, nie popada w samozachwyt i narcystyczne uwielbienie. I przede wszystkim stosuje maksymę Beenhakkera: dziś wygrałeś mecz, ale to historia, jutro będzie kolejny.
Dlatego z meczu na mecz jest coraz lepszy. Robi postępy, wyciąga wnioski z każdego zagrania. Reprezentacja go potrzebuje, ale on jej także. To symbioza". "Po wielu treningach schodzi z boiska jako ostatni. Trzeba go przeganiać z murawy, bo chce jeszcze coś poćwiczyć. Chce być coraz lepszy" - mówią w Bełchatowie.
Respektu do Garguły nabrali nawet najwięksi ligowi twardziele. Piotr Świerczewski, jeden z najbardziej doświadczonych piłkarzy ekstraklasy kręci głową z podziwem: "Łukasz to chyba jedyny piłkarz w polskiej lidze, który nie boi się gry jeden na jeden. Zabiera się z piłką, robi przewagę, wręcz łamie drugą linię rywali. Bo podać do boku i do tyłu, to każdy potrafi. A na dodatek Garguła strzela. To prawdziwy skarb".
Skarby mają swoją cenę. Pomocnik Bełchatowa kiedyś był w kręgu zainteresowań Legii i Wisły, jednak dziś jego transfer do tych klubów nie miałby sensu - przecież i warszawianie, i krakowianie są za GKS w tabeli. Jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi: byłby to dla niego sportowy krok wstecz. Gargua po sezonie ma trafić do Palermo, czyli tam gdzie czeka już na niego przyjaciel Radosław Matusiak. Jest taka klauzula w transferze Matusiaka, która daje Włochom prawo pierwokupu Garguły.
"Nie boję się tam iść. Zacząłem się interesować ligą włoską, odkąd Radek jest w Palermo. Wiem, kto gra na mojej pozycji" - opowiada Garguła. I zapowiada, że jak trafi do Palermo, dogra przyjacielowi kilka idealnych piłek, których teraz Matusiakowi brakuje. Podania otwierające drogę do bramki stały się wizytówką Garguły. Nie ma w nich przypadku. Pomocnik Bełchatowa po prostu nauczył się ich ciężką pracą.
Dlatego na polskich boiskach często oglądamy taki obrazek: Garguła szybki jak jego BMW serii 3 zostawia rywali za plecami, posyła długą piłkę do napastnika, idealnie za plecy obrońców rywali. Czasem biegnie i patrzy w jedną stronę, a podaje w drugą. To tzw. „no look pass” (z ang. - podanie bez patrzenia). Nie trzeba dodawać, że przeciwnik zupełnie nie wie, co się dzieje, w momencie takiego zagrania. W koszykówce słynął z tego Earvin „Magic” Johnson, najlepszy rozgrywający w historii NBA. W futbolu takie zagrania s znakiem firmowym Ronaldinho. Podobnie jak szeroki uśmiech. "Co najbardziej pamiętam z pierwszego spotkania z Gargułą? Że wszedł do szatni z uśmiechem na twarzy. On się śmieje prawie cały czas, jest otwarty na ludzi. To różni go od piłkarzy, którzy tak nisko trzymają głowy, że aż mi ręce opadają" - mówi Zieliński.
Dla Beenhakkera Garguła jest dziś graczem nieocenionym. Eksperci „Dziennika” nie zachwycają się jednak faktem, iż chłopak z Iłowy udźwignął ciężar spotkań z Azerbejdżanem i Armenią, prowadząc biało-czerwonych do dwóch zwycięstw. "Takich, co ograli Azerów i innych słabeuszy, było wielu. Ale wyjść na takich Anglików i ich pogonić - do tego trzeba być kozakiem" - tłumaczy Świerczewski, choć sam nigdy Anglików nie pogonił. "Nie robiłbym z Garguły bohatera tak szybko, jak media. Wiem, że ludzie potrzebują idoli. Ale zrobiliście już gwiazdę z Matusiaka. A to tylko zwykła gwiazdka była" - dodaje.
Garguła nienawidzi mówić o sobie, a swojej grze jeszcze bardziej. Można postawić wszystkie pieniądze świata, że nawet gdyby strzelił trzy gole Realowi Madryt w finale Ligi Mistrzów, powiedziałby: "Liczy się tylko dobro drużyny, ważne, że wygraliśmy. A ja? Zawsze można grać lepiej". "Łukasz zagrał po prostu doskonale. Zrobił wszystko, co powinien zrobić pomocnik. Udowodnił, że jest świetny" - stwierdził po czwartkowym meczu Maciej Iwański, rozgrywający Zagłębia, aspirujący do miejsca w kadrze. Co na to Garguła? "Źle nie było, ale może być lepiej" - ocenił.
Skromność zawsze była znakiem firmowym Garguły. Zapytany o niego były trener reprezentacji młodzieżowej Edward Klejndinst mówi: "Strasznie miły, przyjemny chłopak. Świetnie się z nim pracuje". To właśnie występ w kadrze Klejndinsta przesądził o transferze z dołującego Polaru do Bełchatowa. Suma 600 tysięcy złotych, dziś wyolbrzymiana, była wtedy zawrotną na drugoligowe warunki. "Wartość podbił mecz z młodzieżówką Finalndii. Wszedł po przerwie, strzelił gola z wolnego, pokazał się ze świetnej strony. Polar wiedział, że przyjechaliśmy patrzeć na Gargułę" - wspomina Zieliński.
Potem Finlandia znów była ważna w karierze pomocnika GKS, bo też po wejściu na boisko, w debiucie w reprezentacji Polski seniorów, strzelił efektowną bramkę. Na szczęście inna Finlandia, ta w szklanych butelkach, nie pojawia się w jego życiu zbyt często. Głośne imprezy, szpan, woda sodowa - od tego wszystkiego jest bardzo daleko. Dlatego ten chłopak zajdzie w piłce bardzo wysoko.