"Tu wszystko się zaczęło" - mógł przecież pomyśleć Roman Abramowicz, oglądając łatwe zwycięstwo w cichym, słowackim uniwersyteckim miasteczku. Siedem lat wcześniej na stadionie Pod Dubnom, przeciwko mistrzowi Słowacji Chelsea rozegrała pierwszy mecz pod rządami rosyjskiego miliardera. Latem 2003 roku w kwalifikacjach Ligi Mistrzów zwyciężyli 2:0 (tylko John Terry ponownie zagrał ze Słowakami, kontuzjowany był Frank Lampard).
Od tego czasu minęło siedem sezonów, Chelsea rozegrała setki spotkań, rosyjski miliarder wymienił kilkudziesięciu piłkarzy, lecz żaden nie dał im Pucharu Europy, nawet jeśli nazywa się Nicolas Anelka (strzelec wczorajszych dwóch goli i asystent przy bramce Michaela Essiena). Efekt całej inwestycji na razie jest i tak niezadowalający - jeden finał i cztery półfinały.
Carlo Ancelotti nieco lekceważąco podstawową jedenastkę ze Słowakami podał dzień przed meczem. Twierdził też, że zadowoli go zwycięstwo 2:0 - jak to sprzed lat. Udało się strzelić więcej, bo Słowacy grali wyjątkowo nieporadnie w obronie.
Drugi londyński zespół zaliczył jeszcze lepszy występ. Arsenal ograł 6:0 Bragę, a ozdobą spotkania była asysta Luke Wilshere'a przy trzeciej bramce Kanonierów. Młody Anglik, aspirujący do miana odkrycia tej edycji rozgrywek, zagrał piłkę piętą do Marouana Chamakha. Popisowo wyglądała też współpraca Andrieja Arszawina i Cesca Fabregasa. Gdy strzelał Hiszpan, asystował Rosjanin. Uderzenie do siatki Arszawina poprzedziło z kolei podanie Fabregasa. Rosjanin i Hiszpan zaliczyli też po drugiej asyście - gdy piątego i szóstego gola dokładał Carlosa Vela. Tym samym popisy piłkarzy obecnego lidera i wicelidera tabeli Premier League przyćmiły wszystkie pozostałe mecze.
Zwycięstwa odniosły także Bayern Monachium i Real Madryt. Klub Ireneusza Jelenia - Auxerre - uległ mocnemu Milanowi 2-0.