PAP: Grywał Pan w piłkę za młodu, czy raczej był molem książkowym?

Michał Paweł Markowski: Moim zdaniem mole jedzą nieużywane mundury, a nie książki. A w piłkę nie grywałem, tylko oddałem się do jej dyspozycji w całości i bez zastrzeżeń. Zresztą nie było żadnej alternatywy, poza grą w kapsle z okazji Wyścigu Pokoju, a na spiskowanie przeciwko socjalistycznej ojczyźnie byłem jeszcze za młody. Najpiękniejsze doświadczenie młodości, na które czekało się tygodniami, miesiącami: pierwsza gra w piłę po zimie. Ziemia jeszcze twarda, ale już można się po niej przejechać przy dobrym wślizgu. I jakie zapachy! Zmęczenie po przyjściu z boiska, bo człowiek skapcaniał przez zimę. Piłka to nie był sport, tylko superważny element kosmicznego cyklu przyrody, który się odczuwało w każdym zakamarku ciała.

Reklama

PAP: Na co zwraca Pan uwagę oglądając mecz?

MPM: Na nic. Meczu nie ogląda się, żeby zwracać uwagę. W oglądaniu meczu uwaga jest napięta. W innym wypadku to nie jest oglądanie, tylko towarzyszenie. Czasami potowarzyszę kolegom, ale już nie oglądam. Bo za bardzo nie ma czego.

PAP: W Polsce intelektualiści często mówią o piłce nożnej jako o plebejskiej rozrywce. Tymczasem ci z Francji czy Niemiec widzą w rozgrywkach piłkarskich filozoficzno-socjologiczny mechanizm. Skąd bierze się Pańskim zdaniem taka różnica perspektyw?

Reklama

MPM: Intelektualiści francuscy z wszystkiego zrobią mechanizm. Mnie to mało interesuje, powiem Panu, bo oni nie bardzo wiedzą o czym mówią. Piłka nożna to jest bardzo prosta gra. Trzeba wturlać piłeczkę do siatki. I to bez pomocy rąk. Nie widzę tu żadnej filozofii, natomiast dobrze mieć pewne umiejętności. Ale też nie mam nic przeciwko rozrywkom plebejskim. Tylko w plebejskim kraju podnosić się mogą protesty przeciwko plebejskim rozrywkom.

PAP: Czy intelektualizowanie piłki jest przesadą?

Reklama

MPM: Tak.

PAP: Albert Camus uznał sport za imperatyw etyczny. Widzi Pan dziś coś etycznego w piłkarskim świecie, coraz bardziej zdominowanym przez wielkie pieniądze?

MPM: Etyka ze sportem nie ma nic wspólnego, podobnie jak etyka nie ma nic wspólnego z pieczeniem chleba. Trzeba dobrze grać w piłkę i umieć piec chleb. Heidegger, gdyby miał pojęcie o futbolu, powiedziałby, że etyka jest tylko nakładką na źródłowe doświadczenie kopania w gałę. To jest wszystko bardzo zwierzęce: zrezygnować ze swoich najbardziej wyrafinowanych kończyn, żeby pobić przeciwnika. Wszędzie się używa rąk, tylko nie w futbolu. Czysty atawizm. A atawizmy wymykają się etyce.

PAP: Istnieje teoria, zgodnie z którą mężczyzna przeżywający mecze piłkarskie, ucieka ze świata dorosłości. Czy piłka nożna może być niebezpieczna dla ludzkiej psychiki?

MPM: To jest teoria wymyślona przez kobiety i jest ona bardzo słuszna. Facet, który ogląda innych facetów kopiących kawałek nadymanej skóry i wrzeszczy na cały głos jest bardzo niebezpiecznym zwierzęciem. Kobieta jednakże w oswajaniu takiego zwierzęcia odgrywać powinna rolę niepoślednią.

PAP: Pamięta Pan swoje pierwsze piłkarskie doświadczenia?

MPM: Wyrastałem w cieniu wielkich i mitycznych wydarzeń, które docierały do mnie, jakby to powiedział Tomasz Mann, z niezgłębionej studni przeszłości, bo ich na żywo nie oglądałem. Tajemnicza bramka Geoffa Hursta na 3:2 na Wembley w 1966 roku w finale z Niemcami, następnie równie tajemnicza porażka Anglików z Niemcami, po zejściu Bobby'ego Charltona na Mundialu w Meksyku. Pamiętam też ręce Gordona Banksa, których każda cząstka świadczyła o jego cudownych interwencjach: a to strzał Pelego obroniony kciukiem, a to główka Mullera obroniona małym palcem. Z czasów dawniejszych w pamięci tkwiła mi cały czas opowieść Gerarda Cieślika, jak to zabawiał się z koleżkami w trafianie w słupek, potem bomba Ernesta Pola, która wstrząsnęła Szkocją. Mnóstwo takich mniejszych i większych wydarzeń, niesamowita wieść z Monachium, że pobiliśmy Ruskich, wieść przyniesiona przez zdyszanego posłańca na boisko szkolne w momencie, kiedy strzelam karnego. I tak dalej, i tak dalej. Teraz już to wszystko się powoli rozwiewa, ale jeden mit dalej zostaje niezachwiany. Tylko jeden. Muszę wejść na Maracanę. Przechytrzyć ochraniarzy, jak zrobiłem to ostatnio na Estadio Azteca i położyć się na trawie, na której słynny Garrincha, być może najlepszy technik wszechczasów, strzelał Marianowi Szei. Pamiętam do dziś wspomnienie Szei: jest rok 1966, mecz Polska-Brazylia, 130 000 ludzi na widowni, Garrincha biegnie lewą stroną, po swojemu, jakoś chytrze i kiedy już się składa do strzału, Szeja wylatuje w powietrze, ale Garrincha kiksuje, ryje butem w trawie i piłka wtacza się pod zrozpaczonym Szeją do bramki. Przegraliśmy 2-1. Dramat bramkarza, dziecko czytające "Sportowca" ma łzy w oczach. To były czasy.

PAP: Na ile brak możliwości oglądania ich w grze mógł wpłynąć na legendę Garrinchy czy Alfredo di Stefano? Młodzi kibice skazani byli na doniesienia gazet, w najlepszym razie na transmisje radiowe.

MPM: Legenda powstaje, bo jej przedmiotu nie da się dotknąć. Pragnienie trwa, bo nie da się go zrealizować. Kiedy wszystko jest możliwe, nic nie jest możliwe i tak dalej i tak dalej. Tego wszystkiego człowiek się dawniej uczył na piłce, czy na sporcie w ogóle. Dziś już tego wszystkiego nie ma. Metafizyka sportu znikła z ekspansją telewizji. Nie da się jej odtworzyć. Magia piłki została bezpowrotnie odczarowana. Dlatego nikt z młodych nie napisze już nigdy nic ciekawego o piłce. I dlatego tak mnóstwo badziewia się na temat piłki pojawia.

Rozmawiał: Piotr Jagielski (PAP)

* * *

Michał Paweł Markowski - (ur. 1962) literaturoznawca, eseista, tłumacz. Profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego aktualnie pracujący na University of Illinois w Chicago gdzie prowadzi Katedrę Języka Polskiego i Literatury na Wydziale Sztuk Wyzwolonych i Nauk Ścisłych. Autor książek "Czarny nurt. Gombrowicz, świat, literatura", "Życie na miarę literatury", "Występek. Eseje o pisaniu i czytaniu". Laureat nagrody im. Kościelskich za książkę "Anatomia ciekawości", nagrody Literatury Na Świecie, Nagrody Ministra Edukacji Narodowej oraz Nagrody im. Kazimierza Wyki za całokształt pracy w dziedzinie krytyki i eseistyki literackiej. Dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada w Krakowie.