Droga obu drużyn do finału była zupełnie inna. Arka, która jako pierwszoligowiec z poprzedniego sezonu zaczęła rundę wcześniej niż Lech, miała teoretycznie łatwiejszych rywali. Gdynianie nie musieli grać z żadnym zespołem z ekstraklasy.
Piłkarze z Trójmiasta wyeliminowali kolejno: Romintę Gołdap, Olimpię Zambrów, KSZO Ostrowiec Św., Drutex Bytovię Bytów i w półfinale po zaciętej rywalizacji Wigry Suwałki. Na wyjeździe Arka zwyciężyła 3:0, a w rewanżu uległa u siebie Wigrom 2:4. Goście zdobyli nawet piątego gola, jednak sędzia nie uznał bramki z powodu spalonego.
W rozgrywkach o Puchar Polski Arka radzi sobie dobrze, ale w ekstraklasie walczy o utrzymanie. Po serii porażek doszło w Gdyni do zmiany trenera - Grzegorza Nicińskiego zastąpił Leszek Ojrzyński. Rundę finałową zespół zaczął od remisu z Piastem Gliwice, po bramce straconej tuż przed końcowym gwizdkiem.
Lech, prowadzony od końca sierpnia przez Chorwata Nenada Bjelicę, w drodze do finału wyeliminował spadkowicza z ekstraklasy Podbeskidzie Bielsko-Biała, a następnie trzy drużyny występujące obecnie w najwyższej klasie - Ruch Chorzów, Wisłę Kraków i Pogoń Szczecin. W bieżącej edycji PP "Kolejorz" nie poniósł żadnej porażki. W przypadku zwycięstwa we wtorek będzie miał szansę na dublet, gdyż w lidze wciąż liczy się w walce o tytuł.
Arka tylko raz grała dotychczas w finale Pucharu Polski, ale za to z powodzeniem. W 1979 roku pokonała w Lublinie Wisłę Kraków 2:1.
"Chcemy odebrać trochę chwały zwycięzcom z 1979 roku i też zapisać się w historii polskiej piłki" - zadeklarował obrońca gdyńskiej drużyny Krzysztof Sobieraj. Jak dodał, dla obecnych zawodników Arki to najważniejsze spotkanie w karierze. "Każdy może spełnić swoje marzenia. Żaden z nas nie miał okazji jeszcze wystąpić na tym obiekcie" - zwrócił uwagę.
Lech, który stawał dziewięciokrotnie przed taką szansą, triumfował pięć razy - w 1982, 1984, 1988, 2004 i 2009 roku.
Poznański zespół wystąpił w finale dwóch poprzednich edycji, ale w 2015 i 2016 roku na największym i reprezentacyjnym polskim stadionie musiał uznać wyższość Legii. Tym razem warszawski zespół odpadł już w 1/16 finału, po porażce na wyjeździe 2:3 po dogrywce z pierwszoligowym Górnikiem Zabrze.
Mimo braku Legii w finale wtorkowy mecz w Warszawie cieszy się dużym zainteresowaniem.
"Na stadionie będzie komplet widzów. Bilety zostały wykupione, ale dzięki temu, że policja zwolniła nieco miejsc w strefach buforowych, do sprzedaży trafiły kolejne wejściówki. Ich sprzedaż też cieszy się wielkim powodzeniem. Wszystkie dostępne miejsca na stadionie będą zajęte, spodziewamy się ok. 50 tysięcy osób, w tym po około 15 tysięcy kibiców Arki i Lecha" - powiedział PAP sekretarz generalny PZPN Maciej Sawicki.
Piłkarska centrala organizuje te rozgrywki. Oficjalnie gospodarzem wtorkowego meczu będzie Lech (zadecydowało o tym losowanie), co ma znaczenie np. przy wyborze strojów oraz szatni dla zawodników.
Taki skład finału gwarantuje spokój na trybunach, gdyż fani obu zespołów od lat darzą się sympatią. "Na trybunach będzie przyjacielska atmosfera, ale sielanki na boisku na pewno nie można się spodziewać. To jest duży plus dla tych, którzy obawiają się jakiś ekscesów, bo mogą przyjść z całymi rodzinami na stadion" – uważa piłkarz "Kolejorza" Maciej Makuszewski.
Cieszy go także fakt, że na widowni zasiądzie komplet publiczności. "Lubię grać przy pełnych trybunach, głośnym dopingu" – dodał.
Wiadomo, że na boisku zabraknie Dariusza Formelli, jednak niezależnie od wyniku ten niespełna 22-letni pomocnik będzie miał udział w zdobyciu tego trofeum przez któryś z zespołów. Jesienią wystąpił w dwóch pucharowych potyczkach Lecha, z którego został zimą wypożyczony do Arki i na wiosnę zagrał w dwóch półfinałowych meczach z Wigrami Suwałki, strzelając nawet gola. Zgodnie z umową pomiędzy klubami, Formella mógł pojawić się na boisku przeciwko poznańskiej drużynie tylko w meczu ligowym, a w finale PP jego występ nie wchodzi już w rachubę.
Początek finału na PGE Narodowym we wtorek o godz. 16. Spotkanie, poprzedzone tradycyjnie hymnem narodowym, poprowadzi Tomasz Musiał z Krakowa.