Michał Kołodziejczyk, dyrektor sportu w stacji Canal+, napisał, że "mało kto w tak spektakularny sposób i tak godnie reprezentuje Polskę na świecie". Odebrałem stwierdzenie "mało kto" jak "prawie nikt". A to przecież nieprawda. Jest spora grupa sportowców, która w świetny sposób reprezentuje Polskę na arenie międzynarodowej. Wymieniłem kilka osób, w tym m.in. Anitę Włodarczyk i Pawła Fajdka - tłumaczy przyczyny swojego wpisu Marcin Gortat (cały wywiad przeczytasz tutaj)

Reklama

Ja ten medal - co on otrzymał - dostałem pięć lat temu. Mam jeszcze dwa inne, których "Lewy" nie ma w swojej kolekcji. Ale nie chwalę się tym "na prawo i lewo". Niech ludzie sobie dadzą na wstrzymanie. Robertowi należało się to odznaczenie. Ja też przyjąłem je od Andrzeja Dudy, później był z wizytą na moim campie. Skoro prezydent kraju chce cię uhonorować, to dlaczego masz odmówić? Ale jeśli mówimy o osiągnięciach, to - z całym szacunkiem do Roberta - Włodarczyk i Fajdek są daleko z przodu - tak odniósł się do zagadnienia Marcin Gortat w rozmowie ze sportowefakty.wp.pl

Wygląda na to, że cała sprawa jest de facto o nic, a wynika z drobnej nadinterpretacji wyrażenia "mało kto" przez Marcina Gortata. Sformułowanie użyte przez Michała Kołodziejczyka nie oznacza "prawie nikt", a koszykarzowi mogła się udzielić gorąca atmosfera jaka towarzyszy od kilku dni Lewandowskiemu po przyjęciu Orderu Odrodzenia Polski z rąk prezydenta Andrzeja Dudy.

Reklama

Trwa ładowanie wpisu

Nie ma wątpliwości, że Robert Lewandowski "jak mało kto" reprezentuje Polskę. W tej grupie są też oczywiście wszyscy nasi reprezentanci - stąd nazwa ich statusu sportowego. Oni wszyscy stanowią elitę Polaków w świecie, wśród których mamy i ludzi nauki, kultury, sztuki, inżynierów i robotników. Na szczególne wyróżnienie zasługują oczywiście wszyscy medaliści: ME, MŚ czy IO, ale odwiecznym sporem jest "kto bardziej?".

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, bo mimo że mówimy o sportowcach, to ich dyscypliny są różne, różny jest kalendarz i częstotliwość występów, inne cykle treningowe, a nade wszystko popularność, zasięg medialny i pieniądze określające status bohaterów oraz przyciągające uwagę mediów i publiczności. Niezmienny w ich ogólnym przypadku jest tylko codzienny trud, żmudne treningi, wyrzeczenia i utrata zdrowia. Czy więcej (i dla kogo: sportowców czy kibiców?) znaczy złoty medal olimpijski czy rekord strzelecki i 20 milionów euro rocznie na koncie, to przedmiot odwiecznego dylematu "mieć czy być?". Kibicom pozostaje cieszyć się, że mamy ich wszystkich.