Władze ligi greckiej zdecydowały o wydłużeniu okresu pańskiej dyskwalifikacji z trzech miesięcy do roku. Dlaczego potraktowano pana tak surowo?

Jest to dla mnie niesamowitym zaskoczeniem. Wszystko przemawiało za tym, że w najgorszym przypadku zostanie podtrzymana kara trzech miesięcy dyskwalifikacji. Wciąż nie dostałem pisemnego uzasadnienia wyroku, więc nie wiem, czym się kierowano, podwyższając mi karę aż do roku.

Reklama

8 lipca ma się odbyć kolejna rozprawa w pańskiej sprawie.

Sąd drugiej instancji, czyli Komisja Odwoławcza Ligi Greckiej, nałożył na mnie roczną dyskwalifikację za mecz ze Skodą Xanti, ale na tej samej rozprawie zostały również przedstawione dowody dotyczące dwóch pozostałych meczów – z Asteras Tripolis i Panionios. Tak naprawdę nie wiem więc, czemu ma służyć przesłuchiwanie mnie po raz kolejny przed wydziałem dyscypliny ligi greckiej, skoro jest to – tak go nazwijmy – sąd niższej instancji. Przecież organ wyższy dał mi rok! Naprawdę staram się zrozumieć, jaki jest sens mojego wyjazdu do Grecji 8 lipca i tłumaczenia się z czegoś, za co sąd drugiej instancji już mnie ukarał...

Uważa pan, że to spisek? Grecy robią wiele, by nagłośnić sprawę.

Być może będę musiał stawić się w Grecji 8 lipca. Moi prawnicy robią jednak wszystko, by do tego nie doszło. Ja już odpowiedziałem za trzy mecze i dostałem roczną dyskwalifikację. W tej chwili, dopóki sprawa nie jest w Grecji zamknięta, nie mogę powiedzieć nic więcej. Spokojnie czekam na to, co się wydarzy, natomiast nie wyobrażam sobie, by wydział dyscypliny dał mi jeszcze wyższą karę niż rok. Załóżmy, że tak się dzieje, i co? Ja odwołuję się do sądu drugiej instancji – tego samego, który zawiesił mnie na rok! To jakiś absurd.

Reklama

Dyskwalifikacja będzie obowiązywać także w Polsce. Co pan zamierza wtedy robić?

Na razie czekam na uzasadnienie werdyktu. Kiedy je dostanę, będę miał 10 dni na odwołanie się do Trybunału Arbitrażowego przy MKOl w Lozannie i oczywiście skorzystam z tej możliwości.

Jeśli jednak kara nie zostanie obniżona?

Reklama

Nie mogę powiedzieć, że nie biorę tego pod uwagę. Cóż – jestem w takiej sytuacji, a nie innej. Wierzę natomiast w sprawiedliwość i obowiązujące przepisy. Spełniam mnóstwo kryteriów, dzięki którym można zastosować wobec mnie okoliczności łagodzące.

Jakie to kryteria?

Jeden z nich mówi, że jeśli piłkarz idzie na współpracę, to może ubiegać się o zmniejszenie kary. Ja od pierwszego dnia, kiedy wykryto u mnie ten stymulant, bo nie można tego nazwać dopingiem – chyba że złośliwie – nie ukrywałem, co brałem. Co więcej, dałem do przebadania w laboratorium ten specyfik, żeby udowodnić, że na pewno nie stosowałem go jako środka pobudzającego, bo 4-metylo-2-hexoanamina ma m.in. takie zastosowanie. Złożyłem pismo z prośbą o to, by zbadano, jak duża zawartość tego środka była w moim organizmie. A dlaczego to zrobiłem? Bo ja nigdy nie brałem tego w dniu meczu, tylko najwcześniej na 30 godzin przed spotkaniem. Ci, którzy znają się na sporcie, doskonale wiedzą, że jeżeli sportowiec chce się pobudzić, to robi to na godzinę bądź dwie przed zawodami, a nie na 30 godzin. Komisja grecka odmówiła mi jednak tego badania. Idźmy dalej. Środek, który zażywałem, to stymulant, który nie widnieje na liście środków zakazanych – możecie szukać, gdzie chcecie. Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) przedstawia dwie listy środków dopingujących – jedną, na której znajdują się bardzo silne środki, takie jak efedryna czy testosteron, i drugą, na której znajdują się środki zakazane, ale dozwolone do pewnych objętości w organizmie, i tam również tego nie ma. Ta substancja nigdzie nie widnieje – jest czymś nowym i miałem strasznego pecha, zażywając ją. Jest oczywiście przepis, że wszelkie środki farmakologiczne są zakazane i za to odpowiada sportowiec. Ja nie zgłosiłem zastosowania tego środka i to jest mój wielki błąd. Ale w życiu by mi nie przeszło przez myśl, że w czasie zrzucania tkanki tłuszczowej można się dopingować. Takie specyfiki są stosowane w niemal wszystkich klubach.

Rozmawiał pan z Legią na temat swojej przyszłości? Działacze mówią, że nie zostawią pana samego z problemem.

Rozmawialiśmy na razie bardzo krótko i również usłyszałem takie zdanie.

Legia zapewni panu pomoc prawną?

Wiem, że Legia próbuje się dowiedzieć, jak można mi pomóc, ale wszyscy musimy poczekać na werdykt z Grecji. Gdy tylko go dostanę, złożę apelację w Lozannie. Mam nadzieję, że do końca sierpnia cała sprawa się zakończy. Dziwi mnie trochę fakt, że piłkarz przyjmujący stymulant dostaje roczną dyskwalifikację, a zawodnik OFI Kreta, Grek, zażywa kokainę i jest zawieszony tylko na pół roku. W jego sprawie nikt się nie odwoływał, nikt nie apelował. A Wawrzyniak, z którym Panathinaikos nie chce przedłużyć umowy, nagle dostaje rok.

Czy jeśli dyskwalifikacja będzie podtrzymana, będzie pan mógł przynajmniej trenować z Legią?

Zostanie to określone w werdykcie. Rzeczywiście, prawo antydopingowe przewiduje, że można zabronić piłkarzowi także uczestnictwa w treningach, ale dzieje się tak w przypadkach ekstremalnych. Nie wydaje mi się, żeby w moim przypadku dodano taki zapis. Na razie nie ma co o tym dyskutować – spokojnie zaczekajmy.

Panathinaikos miał być dla pana wielkim krokiem naprzód, a okazał się koszmarem.

Zawsze staram się wyciągać wnioski ze złych doświadczeń. Jeszcze nigdy w czasie mojej przygody z piłką nic nie dało mi takiego kopa do pracy jak ta sytuacja. Wiem, że mogę jeszcze zrobić karierę. Teraz czytam o sobie różne rzeczy w internecie. Chcę powiedzieć „dziękuję” tym wszystkim ludziom, którzy nazywają mnie koksiarzem i uważają, że powinienem być zawieszony dożywotnio. To właśnie dzięki temu, że takie osoby też istnieją na świecie, jestem zmotywowany, ci ludzie pobudzają mnie do pracy.

Teraz będzie pan pewnie konsultował z klubowym lekarzem zażycie każdego środka.

Na temat dopingu wiem już tyle, że niejednego mogę zaskoczyć. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał nikomu tłumaczyć, jak wybrnąć z takiej sytuacji, w jakiej teraz się znalazłem.