Remedium na kryzys ma być jak najszybsza wyprzedaż zawodników. Jeszcze w tym tygodniu ma zostać sfinalizowany transfer napastnika Pawła Brożka do angielskiego Fulham. Jak dowiedział się DZIENNIK następny w kolejności do sprzedaży jest reprezentant Kostaryki Junior Diaz, który ma propozycje z Francji.

Reklama

W sprawie transferu Brożka przedstawiciele Cupiała – Jacek Bednarz, Marek Wilczek i Ryszard Pilch negocjowali w minioną sobotę z Anglikami w hotelu Gdynia. Wiślacy zgodzili się na obniżenie wcześniejszego żądania 3 mln euro za transfer definitywny i zaproponowali 2,5 miliona, ale płatne jednorazowo.

Oferta Fulham to dwie transze, odpowiednio – 1,8 mln euro i 700 tysięcy. Polacy na nią przystali i w entuzjastycznej atmosferze wszyscy udali się na mecz Wisły z Arką. Sęk w tym, że Brożek jak zwykle ostatnio zagrał przeciętnie i asystent menedżera Roya Hodgsona miał kwaśną minę, wychodząc ze stadionu. Brożek może położyć całą transakcję, bo nawet wśród poważnych menedżerów ostatnie wrażenie jest bardzo istotne i może zdecydować o całej transakcji. Niby doszło do porozumienia, ale teraz wszystko jest w rękach Anglików, którzy do jutra mają przesłać faksem potwierdzenie z komunikatem: deal done.

Bez żadnej przesady to najbardziej oczekiwany obecnie kawałek papieru w całym Krakowie (termin podpisania umowy mija we wtorek po południu). Dla Wisły i Cupiała może oznaczać on bowiem załatanie dziury budżetowej, która powstała po odpadnięciu drużyny z rozgrywek międzynarodowych. Optymistyczny wariant zakładał uzyskanie 7 mln euro za sam awans do Ligi Mistrzów, ale porażka z Levadią Tallin już w pierwszej rundzie eliminacji oznaczała, że Wisła straciła także możliwość gry w Lidze Europy i zainkasowania choćby 2 mln euro. Tyle przysługiwało z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych i marketingowych. I taki zysk został ujęty w budżecie klubu na sezon 2009/2010. Do tego właściciel klubu mógł zakładać, że podczas sześciu meczów w fazie grupowej jego zawodnicy wypromują się na rynku europejskim i ich wartość wzrośnie.

Aby to było bardziej realne, klub dokonał wzmocnień drużyny – kupując reprezentanta Słowenii Kirma za 400 tys. euro i zatrudniając kosztownych (około 250 tys. euro za sezon) Urugwajczyka Pablo Alvareza i Mariusza Jopa. Przedłużył także kontrakty ze swoimi gwiazdami Radosławem Sobolewskim i Arkadiuszem Głowackim. Co prawda w takim składzie Wisła ogrywa krajowych rywali klasy Arki, Bełchatowa, Ruchu czy Zagłębia Lubin, ale nie o to Cupiałowi chodziło. Na polskim podwórku i bez takich wydatków Wisła była bezkonkurencyjna. Nowi piłkarze zostali sprowadzeni tylko z myślą o europejskich pucharach.

Wbrew pozorom utrzymanie w klubie po blamażu z Estończykami całego sztabu trenerskiego z Maciejem Skorżą na czele, a także dyrektora sportowego Jacka Bednarza, wcale nie świadczy o chęci stabilizacji czy zmianie zwyczajów. Zwykle w takich sytuacjach właściciel Tele-Foniki wyrzucał ludzi bez względu na koszty. Teraz już nie może sobie na to pozwolić. Zwolnienie Skorży czy Bednarza wiązałoby się koniecznością wypłaty odszkodowań. A na tak drogie fanaberie postępującego dotąd pod wpływem impulsu Cupiała zwyczajnie już nie stać. Zamienne jest, że na stanowisku prezesa klubu nie jest zatrudniony jakiś znawca piłki czy futbolowy wizjoner, a nieinteresujący się tym tematem dobry ekonomista Marek Wilczek. Jak poinformował „Forbes”, firma Tele-Fonika nie była ostatnio w stanie zapłacić za prywatny samolotszefa. Zaciskanie pasa w Wiśle zaczyna się także na całego.