W piątek pierwsi na boisko wybiegli "Miedziowi", którzy podejmowali ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Spotkanie zaczęło się po ich myśli - w siódmej minucie z gola cieszył się Jakub Świerczok. Kwadrans później był już jednak remis za sprawą trafienia Czecha Michala Papadopulosa. Zagłębie ponownie objęło prowadzenie w 53. minucie, gdy bramkę zdobył Filip Jagiełło. Do zainkasowania trzech punktów zabrakło im niewiele. Już w doliczonym przez sędziego czasie gry wyrównał Ekwadorczyk Joel Valencia.

Reklama

"Trzeba to przyjąć po męsku i skupić się na kolejnych spotkaniach, chociaż muszę przyznać, że mamy trochę kaca po tym spotkaniu" - przyznał trener Zagłębia Piotr Stokowiec.

Jeszcze więcej goli padło w drugim piątkowym meczu, w którym Górnik podejmował Koronę Kielce. Do przerwy gospodarze prowadzili 3:1 po dwóch bramkach Damiana Kądziory i 13. trafieniu w sezonie Hiszpana Igora Angulo. Autorem gola dla Korony był... pomocnik Górnika Szymon Matuszek.

Zabrzanie jednak prowadzenia również nie utrzymali. W 73. minucie kontaktową bramkę zdobył Słoweniec Goran Cvijanovic, a w 85. wyrównał Jacek Kiełb.

W obliczu tych wyników, w sobotę Lech mógł zostać samodzielnym liderem. Grający w Gdańsku z Lechią "Kolejorz" szansy nie wykorzystał. Ponad 13 tysięcy widzów na brak emocji nie mogło narzekać. Zobaczyli sześć goli, w tym jeden samobójczy, dwie czerwone kartki i rzut karny.

Do przerwy 2:1 prowadziła Lechia. Bramki dla niej Błażeja Augustyna i Marco Paixao z karnego rozdzielił Maciej Gajos. Od 52. minuty goście grali z przewagą jednego zawodnika po tym, jak czerwoną kartką został ukarany Michał Nalepa. Lech przejął inicjatywę i strzelił dwa gole. W 70. minucie trafił Duńczyk Christian Gytkjaer, a w 72. Maciej Makuszewski.

To jednak nie był koniec emocji. Zaledwie dwie minuty po bramce Makuszewskiego siły się wyrównały, bo czerwoną kartkę zobaczył Rumun Mihai Radut. W 76. natomiast wyrównał się wynik, własnego bramkarza pokonał austriacki obrońca Lecha Emir Dilaver.

Reklama

Coraz trudniejsza sytuacja jest trenera Macieja Skorży. Prowadzona przez niego Pogoń Szczecin na zwycięstwo czeka już od 19 sierpnia. W sobotę na własnym stadionie uległa Bruk-Bet Termalice Nieciecza 2:3. "Portowcy" zwycięstwo stracili w końcówce.

Pogoń odpowiedziała dwiema bramkami Adama Frączczaka, na gola z trzeciej minuty Łukasza Piątka. W 82. minucie wyrównał Łotysz Vitalijs Maksimenko, a w 89. zwycięstwo Termalice zapewnił Słowak David Guba.

Po ostatnim gwizdku doszło do chuligańskiego incydentu. Kilkudziesięcioosobowa grupa kibiców Pogoni chciała się dostać do szatni piłkarzy. Powstrzymała ich ochrona, wsparta przez policję. Użyto gazu łzawiącego.

"Przegraliśmy bardzo ważny mecz i jesteśmy w fatalnej sytuacji. Nie chciałbym teraz opuszczać zespołu, gdy jest na ostatnim miejscu. Chciałbym go z tego wyciągnąć. To jest taki moment sezonu, że wszystko jest jeszcze w zasięgu tych piłkarzy, którzy grają w Pogoni. Ja wierzę w tych zawodników" - zapewnił Skorża.

W ostatnim sobotnim meczu Sandecja Nowy Sącz zremisowała z Cracovią. "Pasy" prowadziły od dziewiątej minuty po golu Michała Helika. W 87. wyrównał Filip Piszczek.

W niedzielę do ścisłej czołówki może dołączyć Jagiellonia Białystok. Podopieczni trenera Ireneusza Mamrota, którzy na wyjeździe zagrają z Arką Gdynia, mają obecnie trzy punkty straty do lidera. W drugim tego dnia meczu broniąca tytułu Legia Warszawa w Krakowie zmierzy się z Wisłą. Spotkanie to obejrzy komplet publiczności. Stadion Miejski im. Henryka Reymana może pomieścić 33 130 kibiców.

13. serię spotkań w poniedziałek zakończy mecz Wisła Płock - Śląsk Wrocław.