Powrót Skorży do Poznania to bez wątpienia jedno z najciekawszych wydarzeń w polskim futbolu w ostatnich dniach. W końcu Skorża to obecnie najbardziej utytułowany trener pracujący w ekstraklasie, a Lech wciąż uznawany jest za czołowy klub ekstraklasy, choć akurat obecna pozycja w tabeli (11.) tego nie odzwierciedla. Skorża po pięć i pół roku wraca na ławkę trenerską "Kolejorza", z którym 2015 roku świętował mistrzostwo kraju. Ostatnie w historii poznańskiego klubu.
Nowy-stary trener we wtorek przeprowadził pierwszy trening z zespołem, a następnie wziął udział w konferencji prasowej. Przyznał, że cieszy się z powrotu do Wielkopolski, z którą wiąże się długa część jego kariery trenerskiej. Przez wiele lat pracował we Wronkach, gdzie m.in. prowadził pierwszą drużynę Amiki w latach 2004-2005. Później był również szkoleniowcem Groclinu Dyskobolii Grodzisk.
"Wracam w znajome mi rejony, wracam do klubu, z którym przeżyłem wiele wspaniałych chwil, ale trochę i tych gorszych. Cieszę się na możliwość współpracy z ludźmi, których tu zastałem. Jest jeszcze spore grono osób, z którymi sięgnęliśmy po te ostatnie mistrzostwo Polski. Myślę, że Lech i ja mamy coś jeszcze do udowodnienia i to chyba nas z powrotem połączyło, dlatego ponownie zasiadam na ławce Lecha" - powiedział 49-letni szkoleniowiec.
Trener nawiązał przy okazji do jesieni 2015 roku, kiedy to rozstał się z poznańskim zespołem. Cztery miesiące wcześniej zdobył mistrzostwo kraju, a w sierpniu awansował do fazy grupowej Ligi Europy. W ekstraklasie po serii porażek lechici spadli na ostatnie miejsce w tabeli.
"Po rozstaniu z Lechem miałem ogromny niedosyt, poczucie niedokończonego projektu, czegoś, co wymknęło się z rąk, a nie powinno. Byłem bardzo rozczarowany, myślałem, że idziemy w kierunku budowy trwałej drużyny, która w Europie będzie grała ciekawą piłkę. Byłem przekonany, że będziemy mogli realizować wiele sportowych marzeń. Dlatego, gdy zwrócono się do mnie, bym po raz drugi objął Lecha, przyjąłem propozycję z dużą radością. I chęcią dokończenia tego projektu" - wyjaśnił.
Przed przyjściem do "Kolejorza" Skorża, według nieoficjalnych informacji, miał mieć inne propozycje, m.in. ze Śląska Wrocław, którego ostatecznie przejął Jacek Magiera. Szkoleniowiec częściowo potwierdził te doniesienia.
"Mogę powiedzieć tyle, że Lech był trzecim klubem, z którym rozmawiałem od czasu mojego powrotu do kraju. Negocjacje z klubami są delikatną materią, której nie chcę roztrząsać i tylko tyle mogę powiedzieć w tym temacie" - skwitował.
Podczas wcześniejszego pobytu w Poznaniu jednym z asystentów Skorży był obecny dyrektor sportowy Tomasz Rząsa. W ostatnich tygodniach kibice "Kolejorza" dali mu swoiste wotum nieufności i w różny sposób domagają się jego odejścia z klubu, upatrując w nim jednego z głównych winowajców słabego ligowego sezonu.
"Za mojej poprzedniej kadencji nie było dyrektora sportowego w klubie, to jest więc nowa sytuacja. Natomiast cieszę się, że Tomek tę funkcję sprawuje. To jest osoba, którą bardzo szanuję, cenię i uważam za bardzo kompetentną. To jest też jeden z twórców ostatniego mistrzostwa Lecha. Wiem, że jest jakiś szum wokół jego osoby, a ja nie chcę być jego adwokatem. Na pewno ocena piłkarzy, którzy są w tej chwili szatni, to nie jest dobry moment. Drużyna nie jest w dobrym okresie, a wielu zawodników z różnych względów nie jest na takim poziomie, na jakim mogliby być" - podkreślił.
Były szkoleniowiec m.in. Wisły Kraków i Legii Warszawa zdobył trzy tytuły mistrza Polski i trzy razy triumfował w Pucharze Polski. Mimo osiągniętych sukcesów wierzy, że najlepsze lata pracy trenerskiej są jeszcze przed nim.
"Sporo czasu jestem już w polskiej piłce. Co nieco zdobyłem, ale też na mojej twarzy są blizny po trudnych doświadczeniach. Jako trener dojrzewam, rozwijam się, jestem w takim wieku, że czuję, że te najlepsze trenerskie lata są jeszcze przede mną. Jestem takim człowiekiem, który lubi wysnuwać wnioski, ewaluować, ale też w pewnych ramach, będąc wiernym swojemu trenerskiemu credo" - zaznaczył.
Trener z optymizmem patrzy na współpracę z nową drużyną. Jego pierwsze wrażenia z treningu i rozmów z zawodnikami są bardzo pozytywne.
"Spotkałem w szatni grupę bardzo zmotywowanych ludzi, którzy bardzo chcą odmienić tę pozycję zespołu w tabeli. Chcę stworzyć im takie środowisko, żeby mogli uwolnić swój potencjał. Mówiłem im dzisiaj, żeby przekraczali swoje limity, jeśli chcemy coś wielkiego osiągnąć" - mówił.
Opiekun lechitów nie chciał zbyt daleko wybiegać w przyszłość i wypowiadać się na temat ewentualnych transferów czy powrotów z wypożyczeń. Wierzy, że zespół nie będzie osłabiony pod sezonie. Nawiązał natomiast do sytuacji z Tymoteuszem Puchaczem, który po meczu z Legią poinformował w rozmowie z Canal Plus, że uzgodnił szczegóły indywidualnego kontraktu z Unionem Berlin, do którego miałby przenieść się latem tego roku.
"Nie ukrywam, że dzień rozpocząłem od bardzo trudnej rozmowy z Tymkiem. Spytałem, patrząc mu prosto w oczy, czy ja na niego mogę liczyć w tym sezonie. Nie chcę mieć w szatni zawodników, którzy się wahają, którzy myślami są gdzieś indziej. Jestem zaskoczony taką sytuacją, w profesjonalnej piłce takie deklaracje nie powinny mieć miejsca. Wyjaśniliśmy sobie wszystkie rzeczy. Jestem przekonany, że Tymek w tych sześciu najbliższych meczach i kolejnych spotkaniach następnego sezonu będzie dawał z siebie wszytko w barwach Lecha Poznań" - stwierdził.
Szkoleniowiec kontrakt oficjalnie podpisał w sobotę, dzień przed spotkaniem z Legią Warszawa. Drużynę w meczu z liderem ekstraklasy oglądał jednak z trybun, a nie z ławki trenerskiej. Jak zaznaczył, przejmowanie nowej roli praktycznie z marszu nie miało sensu.
"To nie jest tak, że ja nie chciałem. Rozmowy z klubem rozpocząłem po odejściu Darka Żurawia, a więc dość późno i one też długo trwały. Po tych doświadczeniach z 2015 roku musieliśmy pewne rzeczy z władzami klubu jeszcze raz przerobić, ustalić. Zastanowić się, co wtedy nie poszło, tak żeby uniknąć pewnych historii teraz. Szczegóły zostały dopięte w sobotę rano. Natomiast mam ogromny szacunek do tego, co sztab zrobił w tym ostatnim mikrocyklu. Myślę, że wykonali świetną pracę i drużyna zagrała dobry mecz (zremisowany 0:0 - PAP)" - wyjaśnił.
Skorża doskonale zdaje sobie sprawę, że pracy w Lechu towarzyszy ogromna presja i duże oczekiwania. Te będą w kolejnym sezonie bardzo duże, bowiem klub w przyszłym roku będzie świętować 100-lecie istnienia. Jak zapewnił, jest przygotowany na takie wyzwanie.
"Przez wiele lat mieszkałem w Poznaniu i wiem, jak ważny Lech jest dla mieszkańców Wielkopolski. Wiem, jakie są oczekiwania i jaka radość po sukcesach. Chciałbym jeszcze raz tego doświadczyć. To, że będę prowadził klub w sezonie, gdy będzie on świętował 100-lecie istnienia, to też taka dodatkowa nobilitacja oraz impuls, by stworzyć jak najlepszy zespół. Ja lubię pracować pod presją, bo wiem, że wtedy daję z siebie jeszcze więcej" - zapowiedział.
Nowy opiekun wciąż jeszcze aktualnego wicemistrza kraju nie ukrywa, że w przyszłym sezonie chce walczyć o najwyższe cele, choć słowo "mistrzostwo" nie padło z jego ust. Nie chce natomiast skreślać jeszcze obecnych rozgrywek. Jak przyznał, wierzy, że jego drużyna będzie walczyć do końca sezonu o awans do europejskich pucharów.
"Pewnych rzeczy w Lechu nie trzeba powtarzać. To się czuje, wystarczy wejść do tej szatni. Natomiast co do celów, to najpierw chcę poznać nową drużynę przez ten miesiąc. Tak, żeby dokonać jak najlepszego rozeznania co do kadry, sztabu. Mamy sześć meczów, 18 punktów do zdobycia. Marzyć nam nikt nie zabroni i o tym dziś w szatni mówiłem. Musimy zrobić wszystko, żeby zająć jak najwyższe miejsce, są teoretyczne szansę na grę w europejskich pucharach. Nie chcę jednak nakładać presji na drużynę, że musi to zrobić, bo jest to trudne. Ale z takim nastawieniem chcemy wyjść przeciwko Rakowowi Częstochowa, bo to może być ostatnia okazja, że jeszcze marzyć o czymkolwiek. Procentowo szanse są małe, ale są i to jest nasz obowiązek, żeby o to walczyć" - podsumował.