Biało-czerwoni są na ostatniej prostej w drodze po awans do Euro 2024. Eliminacje do mistrzostw Europy co prawda przegraliśmy, ale szansę na grę na turnieju w Niemczech dały nam baraże. W ich półfinale gładko rozprawiliśmy się z Estonią pokonując ją na PGE Narodowym w Warszawie aż 5:1.

Reklama

Paskotsi ułatwił Polakom zadanie

W zachwyty nad naszymi orłami jednak nie ma co wpadać. Trudno obwoływać sukcesem pokonanie 123. ekipy w rankingu FIFA. Choć po niedawnej porażce z Mołdawią i taki wynik trzeba docenić.

Reklama

Uczciwie jednak trzeba przyznać, że wysokie zwycięstwo 5:1 bardziej było efektem niskiego poziomu jaki zaprezentowali goście, niż rewelacyjnej gry Polaków. Tym bardziej, że sprawę podopiecznym Michała Probierza ułatwił Maksim Paskotsi, który w 27. minucie obejrzał drugą żółtą kartkę, a w konsekwencji czerwoną i Estończycy przez większość meczu musieli grać w osłabieniu.

Maksim Paskotsi (2L) ukarany czerwoną kartką podczas meczu półfinałowego baraży o awans do turnieju finałowego piłkarskich mistrzostw Europy z Polską / PAP / Leszek Szymański

Szczęsny nie popisał się na PGE Narodowym

Niestety nawet grająca w "10" słabiutka Estonia potrafiła strzelić nam gola. To może martwić przed wtorkowym meczem o wszystko z Walią.

Łatwo całą winę zwalić na Jana Bednarka, który w tej sytuacji zgrzeszył swoją interwencją, ale pozostali jego koledzy z pola również nie zachowali się najlepiej. Artur Wichniarek krótko ale dosadnie skomentował postawę Polaków przy straconym golu. Co inni zrobili? Przecież tam pół zespołu zachowało się jak frajerzy. Nie wskazujmy palcem na jednego zawodnika - podkreśli w "Kanale Sportowym" był napastnik naszej kadry.

Jeśli już mamy kogoś wskazać palcem, to najgorszą interwencją przy straconym golu "popisał" się Wojciech Szczęsny. Bramkarz Juventusu Turyn wściekł się po tym jak piłka wpadła do jego siatki, a po meczu nie przybił piątek z kolegami na środku boiska tylko od razu ruszył do szatni. Ciekawe, czy zły był na siebie, czy na partnerów? Strzał Martina Vetkala był mocny, ale interwencja naszego golkipera pozostawiała wiele do życzenia. Piłka przeleciała pod jego rękoma.

Reklama

Zalewski i Piotrowski na plus

Po meczu Probierz wyróżnił Nicolę Zalewskiego i Jakuba Piotrowskiego i trudno nie zgodzić się z selekcjonerem. Pierwszy był najaktywniejszym zawodnikiem naszej drużyny w tym meczu. Natomiast drugi dawał konkrety - asysta przy pierwszym golu i piękna bramka po strzale z dystansu na 3:0.

Opiekun naszych orłów na pewno nie może spokojnie spać do wtorku. W Cardiff poprzeczka będzie zawieszona dużo wyżej. Walijczycy w swoim półfinale pewnie pokonali Finlandię 4:1 i pokazali, że przed swoją publicznością potrafią grać efektownie i efektywnie.

Estończycy w porównaniu do Walijczyków to byli "kelnerzy". Nasi czwartkowi rywale w eliminacjach do Euro 2024 w swojej grupie w ośmiu meczach zdobyli tylko jeden punkt. Walia z 12. punktami na koncie zajęła trzecie miejsce notując m.in. remis i zwycięstwo z bardzo silną Chorwacją. Przypomnijmy, że biało-czerwoni zdobyli 11. punktów po drodze kompromitując się w pojedynkach z Mołdawią (porażka w Kiszyniowie, remis w Warszawie).

Kontuzje zmartwieniem selekcjonera

Probierza na pewno martwi jeszcze jedna rzecz - kontuzje. Mecz z Estonią na prawym wahadle rozpoczął Przemysław Frankowski, ale już w przerwie z powodu urazu został zmieniony. Zastąpił go Matty Cash. Piłkarz Aston Villii jednak długo nie pograł. Zaledwie po 10. minutach też musiał udać się do szatni. Na razie nie wiadomo jak poważne są to kontuzje i czy uda się je wyleczyć do wtorku.

Jedno jest pewne w Cardiff trzeba będzie być na 120 procent gotowym do walki od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego. Gospodarze nogi na pewno nie odstawią i kości będą trzeszczeć.

Nicola Zalewski (P) podczas meczu półfinałowego baraży o awans do turnieju finałowego piłkarskich mistrzostw Europy z Estonią / PAP / Piotr Nowak