W ostatnich miesiącach podopieczni trenera Josepa Guardioli potwierdzili dominację w kraju, zdobywając mistrzostwo i Puchar Anglii. Gdyby w sobotę zwyciężyli także w finale LM, powtórzyliby sukces lokalnego rywala Manchesteru United z 1999 roku.
Kiedy docierasz do finału Ligi Mistrzów, musisz się z tego cieszyć. Mecz z włoskim zespołem nie zawsze jest najlepszym możliwym prezentem. Rywalizacja na tym poziomie nie jest obca Interowi i musimy się na to mentalnie przygotować - powiedział hiszpański szkoleniowiec.
Manchester City będzie miał okazję powetować sobie finałową porażkę sprzed dwóch lat, kiedy trofeum zdobyła Chelsea. Londyńczycy wygrali wówczas 1:0, pozbawiając "The Citizens" nadziei na pierwszy triumf w LM. Znakomite występy zarówno w fazie grupowej, jak i pucharowej w tym sezonie - szczególnie zwycięstwo 4:0 z broniącym trofeum Realem Madryt w półfinale - te nadzieje przywróciły.
Guardiola zasiądzie na ławce trenerskiej finalisty Champions League już po raz czwarty. Zanim doprowadził do decydującego spotkania Manchester City w 2021 roku, dokonał tego także jako opiekun Barcelony w latach 2009 i 2011 - i oba tamte finały wygrał.
Pod tym względem znacznie mniej doświadczony jest prowadzący mediolańską ekipę Simone Inzaghi, który w finale LM zadebiutuje. Włoch pokazał jednak, że radzi sobie w meczach o trofea - gdy prowadził Lazio Rzym (2016-21), zdobył Puchar i dwukrotnie Superpuchar Italii, a później w Interze dołożył kolejne dwa krajowe Puchary i Superpuchary. Presja nie jest mu więc obca, choć na ligowy sukces musi jeszcze poczekać.
Dotarcie do finału było dla nas marzeniem, ale nie przestawaliśmy w to wierzyć. Nikt nam niczego nie podarował, zasłużyliśmy na wszystko, co osiągnęliśmy. Jestem bardzo dumny. Droga do tego była niesamowita, a szczególną satysfakcję przyniosły nam półfinałowe derby - powiedział Inzaghi, którego zespół w poprzedniej rundzie wyeliminował AC Milan.
Eksperci zwracają uwagę, że w fazie pucharowej znacznie trudniejszą drogę miał do przebycia Manchester City. Musiał wyeliminować najpierw RB Lipsk, a potem europejskich gigantów - Bayern Monachium i Real Madryt. W tym samym czasie Inter rywalizował z FC Porto, Benficą Lizbona i Milanem.
Z drugiej strony, mediolańczycy musieli włożyć wiele wysiłku, aby w ogóle awansować do 1/8 finału - w grupie C ich rywalami były, oprócz Viktorii Pilzno, ekipy Bayernu i Barcelony, czyli byłego i obecnego klubu Roberta Lewandowskiego. Podopieczni Inzaghiego przegrali oba spotkania z Bawarczykami, ale w dwóch meczach z "Dumą Katalonii" zdobyli cztery punkty.
Szczególnie nastawieni na sobotni finał mogą być obrońca włoskiego zespołu Matteo Darmian oraz pomocnik Henrich Mchitarjan, którzy w przeszłości bronili barw lokalnego rywala "The Citizens".
Fakt, że jestem byłym piłkarzem Manchesteru United to dodatkowa motywacja. Dobrze będzie znów zmierzyć się z tym zespołem. Dla mnie to będą derby. Łatwo nie będzie, to najlepsza drużyna na świecie, ale mamy wystarczające umiejętności, żeby ją pokonać - ocenił 33-letni Darmian.
Z kolei o cztery lata starszy, ale "wiecznie młody" Edin Dżeko to były zawodnik Manchesteru City. Bośniak przeniósł się z Anglii najpierw do AS Roma, a potem do Interu i jeszcze nie miał okazji zmierzyć się z byłymi kolegami. Zresztą w historii Pucharu Europy nie doszło nigdy wcześniej do spotkania Manchesteru City z Interem.
Sobotni finał odbędzie się na Stadionie Olimpijskim Ataturka - tym samym, na którym w 2005 roku Liverpool Jerzego Dudka w dramatycznych okolicznościach pokonał AC Milan w finale tych rozgrywek. "Rossoneri" prowadzili wówczas 3:0, ale ostatecznie przegrali po rzutach karnych.
Także w tym sezonie nie zabraknie polskiego akcentu - sędzią finału będzie Szymon Marciniak. To dopiero drugi arbiter w historii, który w jednym sezonie poprowadzi decydujące spotkania mistrzostw świata i Ligi Mistrzów. Pierwszym był w 2010 roku Howard Webb.