Styczeń to bardzo emocjonujący czas dla sympatyków Realu, obfitujący w mnóstwo goli, radość, ale też rozczarowanie.
W poprzednią niedzielę ich zespół wywalczył w Arabii Saudyjskiej Superpuchar Hiszpanii, wygrywając w finale z Barceloną aż 4:1, a kilka dni wcześniej w półfinale z Atletico Madryt 5:3 po dogrywce.
W czwartkowy późny wieczór nastroje w klubie z Santiago Bernabeu były już jednak inne. Real odpadł wówczas w 1/8 finału Pucharu Hiszpanii. Znów rywalizował 120 minut z Atletico, ale tym razem lepsi - na swoim terenie - okazali się podopieczni Diego Simeone, zwyciężając 4:2.
Odpadnięcie z pucharu kraju jest bolesne, ponieważ w Realu wymagania są maksymalne, a my zawsze chcemy walczyć we wszystkich rozgrywkach. Chcieliśmy kontynuować rywalizację, która nas bardzo ekscytuje. To niczego nie zepsuje, wciąż jesteśmy pewni siebie. Musimy uczyć się na naszych błędach - przyznał wówczas kapitan "Królewskich" Nacho Fernandez.
Podopieczni Carlo Ancelottiego mieli prawo być zmęczeni, ale w niedzielę czekało ich teoretycznie łatwe zadanie. Podejmowali zamykającą tabelę Almerię, która nie wygrała jeszcze ani razu w tym sezonie.
Do przerwy zanosiło się jednak na wielką sensację. Skazywani na porażkę goście prowadzili 2:0. Już w 38. sekundzie gola strzelił Belg Largie Ramazani.
W 43. minucie podwyższył Edgara Gonzaleza.
W drugiej połowie Real rzucił się na rywali i systematycznie poprawiał niekorzystny wynik. Sygnał do odrabiania strat dał w 57. minucie Jude Bellingham, wykorzystując rzut karny, podyktowany po długiej analizie VAR. To 14. trafienie Anglika w obecnym sezonie hiszpańskiej ekstraklasy, lidera klasyfikacji strzelców.
W 67. minucie było już 2:2, tym razem po golu Brazylijczyka Viniciusa Juniora. Wcześniej po analizie VAR anulowano trafienie dla gości.
Remis utrzymywał się ponad pół godziny, aż wreszcie w 90+9. minucie zwycięstwo faworytom zapewnił Dani Carvajal po podaniu Bellinghama.
Dzięki zwycięstwu Real, który ma jeszcze mecz zaległy, prowadzi w tabeli z dorobkiem 51 punktów.