MARTA PYTKOWSKA: Czy nie żałuje pan, że już zakończyła się przygoda ze Skrą Bełchatów?
DANIEL CASTELLANI: Muszę przyznać, że po ostatnim meczu ze Skrą miałem bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony byłem szczęśliwy, bo wygraliśmy mistrzostwo Polski, z drugiej zrobiło mi się przykro i jakoś dziwnie, że coś się kończy. Niemniej jednak coś się musi skończyć, by mogło się rozpocząć coś nowego. Teraz właśnie zaczynamy ten nowy etap.
Skąd ta zamiana? Objęcie reprezentacji narodowej to znacznie trudniejsze zadanie niż prowadzenie ekipy Skry Bełchatów.
Tak wygląda moje życie. Jestem sportowcem od 15. roku życia, w sumie nie opuszczam hali. W wieku 17 lat grałem już na mistrzostwach świata jako zawodnik, ciągle stawiam sobie nowe cele. I to jest jeden z tych celów, które obrałem sobie w życiu. Chcę się piąć jak najwyżej i jak najwięcej osiągać.
A jakie cele stawia pan przed reprezentacją Polski?
Naszym celem jest odnalezienie na nowo tożsamości zespołu. To jest zadanie podstawowe, od którego realizacji uzależniam dalszą pracę. Ciężko dziś określić, jakie to będą konkretnie cele, ponieważ żeby je określić, trzeba złożyć zespół i w połączeniu z ciężką pracą wypracować własną strategię i tożsamość, o której wspomniałem na początku, a więc nasz indywidualny styl gry.
Czy Raul Lozano nie pozostawił już panu ukształtowanej ekipy? Trzon zespołu tak naprawdę się nie zmienił.
To nie jest do końca tak, że Raul Lozano pozostawił mi już uformowaną ekipę. Trzeba mu oddać cześć za kawał dobrej pracy, którą wykonał. Wprowadził Polskę ponownie na światowe wyżyny siatkarskie, zdobył medal mistrzostw świata, którego Polska dawno nie miała w swoim dorobku. Jednak myśląc o następnym cyklu olimpijskim, trudno nazwać drużynę uformowaną, bo prawdopodobnie kilku zawodników z obecnego składu do następnych igrzysk (Londyn 2012 r. – red.) nie dotrwa. Tę drużynę trzeba więc na nowo tworzyć.
Dlatego tylu jest debiutantów w składzie Polski na Ligę Światową?
Dokładnie taki jest cel powołania tak dużej liczby młodych zawodników. Na to powołaniu zasłużyli sobie bardzo dobrą postawą podczas rozgrywek ligi polskiej. Naszym celem jest, by tych młodych wprowadzać do gry, a nie ograniczać ich tylko do treningów na sali. Oni muszą grać z najlepszymi, jeśli w niedalekiej w przyszłości część z nich, może nawet wszyscy, będą stanowili o sile polskiego zespołu.
Podczas rozgrywek Ligi Światowej może się jednak okazać, że na te mocne ekipy Brazylii, Wenezueli i Finlandii polski zespół, złożony z tak wielu debiutantów, będzie zbyt słaby. Czy nie obawia się pan krytyki? W Polsce bardzo łatwo z bohatera stać się wrogiem publicznym numer jeden. Na własnej skórze odczuł to choćby pański poprzednik.
Niestety te porażki, które być może poniesiemy, są wkalkulowane, gdyż nie ma innej możliwości, by wprowadzić młodych zawodników. Nie ma też innego sposobu, by dać odpocząć tym kluczowym siatkarzom z reprezentacji. Jesteśmy na to przygotowani, jest to jakiś element cyklu. Jeśli ktoś się nad tym poważnie zastanowi, to zrozumie, że ewentualna krytyka – jeśli rzeczywiście na mnie spadnie – jest zupełnie bezpodstawna.
Przed panem dwie bardzo istotne imprezy w tym sezonie. Eliminacje mistrzostw świata oraz mistrzostwa Europy. Jeśli idzie o tę pierwszą, cel jest łatwy do odczytania – awans do mundialu. A siatkarskie Euro?
Zawsze będziemy walczyć o najwyższe cele, czyli w przypadku mistrzostw Europy o medal. Dużo zależy od tego, w jakim stanie dotrwamy do imprezy. Jak będzie ze zdrowiem i z formą zawodników. Generalnie mamy cel, żeby walczyć o medal.
Kiedy dołączą do zespołu najmocniejsi zawodnicy?
20 czerwca. Teraz ekipa wybiera się na trzytygodniowe zgrupowanie do Spały.
Ponoć kapitan biało-czerwonych Paweł Zagumny założył się, że Polska w tym roku zagra w finale Ligi Światowej?
Trudno mi odpowiedzieć. Ale wiem, że są tylko dwie metody aby się znaleźć w finale. Albo dostaniemy dziką kartę, albo wygramy kwalifikacje. Innego sposobu po prostu nie ma. Ewentualnie możemy się tam wybrać jako turyści, ale nie o to nam wszystkim chodzi.