Trener Marco Bonitta podjął decyzję do Pekinu polecą trzy środkowe - Liktoras, Gajgał i Bednarek. Pani chyba nie musiała się zbytnio stresować przed sobotnim "wyrokiem"?

Sprawa cały czas była otwarta, przynajmniej żadna z nas chyba niczego nie wyczuwała. W każdym razie ja postanowiłam nie myśleć o tym w kategoriach walki o przetrwanie, bo mogłabym zwariować. Czekałam cierpliwie na decyzję. Przez ostatnie dni igrzyska były bardzo blisko mnie, a jednocześnie bardzo daleko. Nie przeżywałam jednak żadnych skoków adrenaliny.

Reklama

A gdyby to panią trener zaprosił na poranną rozmowę w sobotę i powiedział: nie jedziesz do Pekinu. Jak pani by zareagowała?

Bez wielkich emocji. Spakowałabym się, pojechałabym do domu i zaczęła myśleć o sezonie ligowym. Znając siebie mogę zapewnić, że nie usiadłabym w kącie i nie płakałabym. Szczerze mówiąc, przed sobotnim ogłoszeniem składu byłam gotowa na wszystko.

Wątpliwości wynikały z tego, że na treningach wygląda pani słabiej niż trzy miesiące temu w Tokio?

To prawda, nie jestem w super dyspozycji. Czym to jest spowodowane? Nie wiem. Może mocnym, konkretnym treningiem, może tym, że miałyśmy trochę wolnych dni, sporo podróży. Jestem zawodniczką, której ciężko wrócić do normalnej formy po jakiejś przerwie.. Mam nadzieję, że na dniach coś się u mnie zacznie ruszać do przodu.

Potrafi pani być krytyczna wobec siebie.

Reklama

Po prostu patrzę na te sprawy realnie. Forma fizyczna w ogromnej mierze zależy od ludzi, którzy pracują z nami i odpowiadają za to, by nas dobrze przygotować. Nie ma tu miejsca na indywidualne eksperymenty. Wykonuję tylko to, co oni zaplanują. Pracujemy razem i musimy darzyć się zaufaniem. Jeśli ktoś jest w danej dziedzinie specjalistą, to słucham go i robię to, co każe. Dziś siatkówka jest bardzo fizyczna, a żeńska odmiana tej dyscypliny coraz bardziej przypomina męską. Dlatego tak ważne jest mocne przygotowanie siłowe.

Mówi się o pani: wielka nadzieja polskiej siatkówki. Ale prawdziwą szansę w kadrze dostała pani dopiero podczas turnieju kwalifikacyjnego w Tokio.

Każdy musi znać swoje miejsce w szeregu. Ciężko sobie wyobrazić, bym przyjechała na kadrę i od razu grała w szóstce. Trenowały tu przecież doświadczone dziewczyny, to miejsce było zarezerwowane dla nich. Cieszyłam się, że jestem w dwunastce. Dziś wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia.

9 sierpnia 2008. Pierwszy mecz Polski na igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Po przeciwnej stronie siatki potężne Kubanki. Mogą pani puścić nerwy?

Bardzo rzadko zdarza mi się stracić zimną krew. Nie zastanawiam się nad tym, jakiej rangi jest mecz. Wychodzę i staram się zrobić wszystko jak najlepiej. Myślę o tej akcji, która zaraz się będzie odbywała. Patrzę na rozgrywającą, staram się ją rozszyfrować.

Odwieczna walka rozgrywającej z blokującą przeciwnego zespołu?

Przecież o to na mojej pozycji chodzi. Obserwuję środkową, staram się przewidzieć jej ruchy. Nie patrzę rywalkom w oczy, to może być odebrane jako wypowiadanie wony. Walka sportowa -- tak. Inne mnie nie interesują. Nie mam w sobie agresji. Również kiedy przeciwniczki patrzą na mnie w ten sposób, szukają zaczepki, nie interesuje mnie to, nie wyprowadza z równowagi.

Co robi Agnieszka Bednarek poza boiskiem?

Siatkówka zabiera mi mnóstwo czasu. Dziś skupia na sobie całą moją uwagę, nie da się inaczej. Trzeba się na czymś skoncentrować na sto procent. Grając w siatkówkę na wysokim poziomie ciężko poświęcić się się na przykład studiom. Tego mi brakuje. Chciałabym pójść na uczelnię, najlepiej w trybie dziennym, być normalną studentą. Zwyczajnym, szarym człowieczkiem. Ale dziś to jest niemożliwe.

Będzie pani szukała w przyszłości klubu, gdzie jest możliwość studiowania?

Na pewno.

Dlatego na razie nie zdecydowała się pani na atrakcyjne oferty, m.in. z zagranicy?

Jestem domatorką. Trochę już się w Pile zadomowiłam. Bardzo blisko - w Złotowie - mieszkają moi rodzice. Czasem nawet myślę, że muszę już tam na zawsze zostać. Może dlatego, że to mój pierwszy klub po skończeniu SMS. Chyba się trochę zasiedziałam. Poza tym, nie jestem żądna zagranicznych przygód.

Pani sportowe marzenie?

Nie mam postawionego konkretnego celu i nie dążę do czegoś za wszelką cenę. Korzystam z nadarzającej się okazji. Jeśli mam coś do zrobienia, to staram się to zrealizować w danym momencie. Ale podejmowanie wielkich wyzwań na przyszłość to na razie nie dla mnie. Chciałabym iść do przodu, krok po kroku.

W Tokio nie chciała pani udzielać dziennikarzom nawet krótkich wypowiedzi po meczach. Skąd taki pomysł?

To nie jest żadna strategia. Po prostu nie chcę być w centrum uwagi, nie interesuje mnie rozgłos. Poza tym, wiem, że czasem nawet zwykłe wypowiedzi mogą być później przekręcane, albo różnie interpretowane.

Może przynajmniej krótkie opinie po meczu dla telewizji.

O nie, w telewizji to już na pewno się nie wypowiem.

W Pekinie też zamierza pani trwać w tym postanowieniu?

Nie widzę powodów, by cokolwiek w tej kwestii zmieniać.