"Patrząc na układ spotkań i potencjalnych rywali, nasza reprezentacja ma dużą szansę na czołową ósemkę. To będzie dobry wynik, ale ten zespół stać nawet na awans do półfinału" - powiedziała PAP rozgrywająca Atomu Trefl Sopot. Jej zdaniem, niezwykle istotnym dla całego turnieju może być inauguracyjny pojedynek z Japonkami. Oprócz nich rywalkami Polek w pierwszej fazie turnieju będą: Serbki, Peruwianki, Algierki i Kostarykanki.

Reklama

"Japonia wydaje się być najtrudniejszym przeciwnikiem w pierwszej rundzie. Można z nią wygrać, myślę, że to my mamy większy potencjał. Doszła do zespołu Gośka Glinka, która jest swego rodzaju receptą na Japonki. Jej atomowych ataków rywalki mogą już nie podbić. Ewentualne zwycięstwo nad Japonią na pewno mocno podbudowałoby zespół przed kolejnym trudnym meczem z Serbią. Patrząc personalnie na skład grupy, to my chyba jesteśmy jej faworytem. Oczywiście wszystko zależeć będzie od naszej dyspozycji, formy fizycznej i wielu rzeczy" - dodała.

Bełcik uważa, że polska drużyna miała szczęście w losowaniu, bowiem w pierwszych dwóch rundach nie spotka się z kilkoma silnymi i niewygodnymi dla siebie przeciwnikami. "Nie gramy na szczęście z silną Brazylią, ze Stanami Zjednoczonymi, które na dużych imprezach zawsze są w czołówce, z Włoszkami, z którymi nam się zawsze ciężko gra. Omijamy szerokim łukiem Kubanki i Holenderki. No cóż, korzystamy z tego, że jesteśmy razem z Japonią w grupie" - wyjaśniła.

Siatkarka beniaminka PlusLigi Kobiet grała w dwóch ostatnich edycjach mistrzostw świata. Oba występy były bardzo nieudane dla biało-czerwonych. W 2002 roku w Niemczech Polki sklasyfikowane zostały na 13. miejscu, a cztery lata później - na 15. Bełcik przyznała, że mundialu sprzed ośmiu lat za bardzo nie pamięta, z kolei z ostatniego turnieju ma fatalne wspomnienia.

"Dużo niedobrego działo się wówczas wokół kadry. Najpierw odeszła Gośka Glinka, potem trener Niemczyk zrezygnował. Poleciałyśmy do Japonii w okrojonym składzie. To był rozbity zespół, a na domiar złego nie wszystkie byłyśmy zdrowe. Miałyśmy na zmianę rozgrywać z Kaśką Skorupą, tymczasem ona się rozchorowała, wylądowała w łóżku i w ogóle nie trenowała. Ja natomiast grałam z nie wyleczonym kolanem. Kontuzja się odnowiła, a przy okazji naderwałam achillesa w drugiej nodze. Biegałam za piłką na sztywnej nodze, ze łzami w oczach. Jak wróciłam z kadry, musiałam poddać się rehabilitacji. Potem cały ligowy sezon miałam z głowy" - wspominała.

Przez ostatnie lata Bełcik grała niemal na wszystkich ważnych imprezach. Zabrakło jej tylko na igrzyskach olimpijskich w Pekinie (2008). W obecnym sezonie sztab szkoleniowy na rozegraniu postawił na Katarzynę Skorupę, Milenę Sadurek i Joannę Wołosz. Bełcik wprawdzie znalazła się w szerokiej, 19-osobowej kadrze na MŚ, ale do Japonii Jerzy Matlak zabrał Sadurek i Wołosz.

"Gdy oglądam mecze dziewczyn, mam w pamięci, że jeszcze niedawno byłam częścią tej drużyny. No i może trochę smutku pozostało, ale już nie ubolewam nad tym. W końcu jestem dorosłą osobą. Nie mogę się załamywać, czy denerwować się takimi sytuacjami. W kadrze mam wciąż wiele dobrych koleżanek. Będę wstawać o siódmej rano i trzymać za nie kciuki przed telewizorem. Ale kariery reprezentacji nie zakończyłam. Jeśli będę jej potrzebna, jeśli trener będzie mnie w niej widział, to dlaczego nie. Ja jestem zawsze pozytywnie nastawiona do gry w kadrze" - podsumowała 29-letnia siatkarka, która latem przeszła z zespołu Bank BPS Muszynianka Fakro do Atomu Trefl Sopot.