Jastrzębianie przeszli w piątek testy na obecność koronawirusa, a w drogę do stolicy Niemiec mieli wyruszyć w niedzielę. U trzech graczy wynik testu był pozytywny, a jeden z zawodników po przejściu zakażenia zgłosił problemy zdrowotne. Stąd decyzja o rezygnacji z występu w stolicy Niemiec.
We wtorek Europejska Konfederacja Siatkówki (CEV) poinformowała o walkowerach przeciw polskiemu zespołowi za nierozegrane spotkania.
"Raz jeszcze wyrażamy żal z powodu zakażeń w waszym zespole. Zgodnie z regulaminem taka sytuacja skutkuje nałożeniem walkowerów i wyników 3:0 (25:0, 25:0, 25:0) na zespół, który nie przystąpił do rywalizacji. Życzymy szybkiego powrotu do zdrowia i z niecierpliwością oczekujemy, by powitać waszą drużynę w lutym 2021 w Kazaniu" – napisano w komunikacie CEV przesłanym polskiemu klubowi.
Prezes Jastrzębskiego Węgla Adam Gorol przyznał, że spodziewał się takiej reakcji europejskiej federacji.
Szanujemy reguły gry
"Szanujemy regulamin CEV i ze zrozumieniem przyjmujemy do wiadomości tego rodzaju konsekwencje. Spodziewaliśmy się ich. Bardzo ubolewam, że nie mogliśmy pojechać do Berlina i wziąć udziału w tym turnieju. Jednocześnie mam świadomość, że nie mogliśmy paraliżować tego turnieju naszym problemem, chociaż wyniknął on z przyczyn niezależnych od nas" – dodał prezes.
Siatkarze trenera Luke'a Reynoldsa od 18 listopada walczą z koronawirusem. Z tego powodu przełożone zostały ich mecze w PlusLidze. Mieli wrócić na boisko w turnieju Ligi Mistrzów, w którym kolejno mieli się spotkać z Zenitem Kazań, słoweńskim ACH Volley Lublana i gospodarzami - Recycling Volleys. W lutym w Rosji ma się odbyć drugi turniej grupowy. Do ćwierćfinału LM awansuje pięciu zwycięzców grup i trzy zespoły z najlepszym dorobkiem punktowym z drugich miejsc.
Jastrzębianie w tej edycji LM musieli grać w eliminacjach. Najpierw bez problemów w pierwszej rundzie uporali się z białoruskim Stroitielem Mińsk i holenderskim Draisma Dynamem Apeldoorn po 3:0.
Kłopoty zaczęły się potem. W drugiej fazie ich rywalami miały być węgierski Fino Kaposvar VC i rumuńska Arcada Galati. Początkowo o awansie miały decydować trzy turnieje (po kolei u każdego z uczestników), potem dwa - w Jastrzębiu i Gałaczu. Kiedy zakażenia koronawirusem stwierdzono w polskiej ekipie, a krótko potem także w węgierskiej, CEV anulował zawody w Polsce. Działacze z Gałacza początkowo domagali się rozstrzygnięcia zaplanowanych w Jastrzębiu meczów walkowerami na ich korzyść. Zdecydowano jednak, że kwalifikację zdobędzie zwycięzca zawodów w Rumunii, które najpierw przeniesiono o dwa tygodnie z powodu zakażeń w ekipie gospodarzy, a potem okazało się, że odbędą się w okrojonej obsadzie, bez ekipy węgierskiej, która formalnie przegrała oba swoje spotkania po 0:3.
Ostatecznie polski zespół spędził w Rumunii pięć dni, rozegrał jeden, trwający 71 minut mecz, w którym pokonał gospodarzy 3:0 i awansował do fazy grupowej.
W poprzedniej edycji LM śląski zespół wygrał swoją grupę, pokonując m.in. dwa razy Zenit Kazań. W ćwierćfinale jastrzębianie mieli się zmierzyć z włoskim Itasem Trentino, ale z powodu pandemii te mecze zostały odwołane, a potem CEV zakończył rozgrywki pucharowe. Klub został zgłoszony przez PZPS do Ligi Mistrzów, mimo że zajął w ekstraklasie czwarte miejsce. Polsce przysługiwały – zgodnie z rankingiem - trzy miejsca. Warunkiem tego dodatkowego zgłoszenia było zajęcie przez zespół przynajmniej piątego miejsca w krajowych rozgrywkach i udział w dwóch z trzech ostatnich edycji LM.