Rzadko którzy polscy sportowcy zasługują na bezgraniczne zaufanie, tak jak polscy skoczkowie narciarscy. Niezależnie od tego, że to nie był najlepszy sezon w wykonaniu skoczków narciarskich, to jednak przedstawiciele tej dyscypliny zapewnili nam medal olimpijski - powiedział obecny na uroczystości minister sportu Kamil Bortniczuk.
Jedyny medal przywieziony z Pekinu
Wręczenie symbolicznych czeków poprzedziło odsłonięcie przez Kubackiego pamiątkowej plakiety medalu w mieszczącym się w tym samym budynku Muzeum Sportu i Turystyki.
Czuję się wyróżniony, że mogę tutaj być. Szkoda, że nie możemy świętować w większym gronie. Impreza pewnie by się przeciągnęła, ale na pewno wszyscy sobie tego życzymy - powiedział 32-latek z Szaflar.
Medal Kubackiego, który cztery lata wcześniej w Pjongczangu cieszył się z brązowego krążka w konkursie drużynowym, był jedynym zdobytym w Pekinie przez reprezentację Polski. Na skoczni normalnej w Zhangjiakou musiał uznać wyższość Japończyka Ryoyu Kobayashiego i Austriaka Manuela Fettnera. Szóste miejsce zajął natomiast Kamil Stoch.
Ten sezon od początku nie układał się po naszej myśli. W dodatku przed igrzyskami byłem zakażony koronawirusem. Nie miałem możliwości pokazania się i pewności, że na igrzyska pojadę. Trener dał mi jednak kredyt zaufania i myślę, że skutecznie go wykorzystałem, mimo że nie byłem faworytem, mimo że już na miejscu też nie skakałem wybitnie. Nikt na mnie nie stawiał. Może dzięki temu miałem troszeczkę mniej presji i potrafiłem się skupić na tym, co chcę zrobić. W tym dniu, w którym trzeba było, wszystko zagrało na tyle, że teraz możemy się cieszyć z tego medalu - podkreślił Kubacki.
Medal nie zmienia jednak tego, że był to sezon słodko-gorzki i to raczej z przewagą gorzkiego. Przed sezonem nic nie wskazywało, że czeka nas tak ciężki czas. Dużo pracy włożyliśmy, aby wrócić na prawidłowe tory. Ona przyniosła efekty i im dalej w sezon, tym lepiej to wygląda. Ale jednak sezon podsumowuje się jako całość i niestety tych gorzkich momentów było więcej. Nie najedliśmy się tym sezonem, każdy był głodny większej liczby sukcesów, fajnych startów. Wierzę, że będzie nas to motywowało do dalszej pracy - dodał.
Dolezal żegna się z kadrą
Mimo otrzymania nagrody trudno było dostrzec uśmiech na twarzy Dolezala. Czeski szkoleniowiec po sześciu latach kończy przygodę z reprezentacją Polski - najpierw jako asystent Austriaka Stefana Horngachera, a ostatnie trzy sezony jako główny szkoleniowiec.
Jest żal. Nie ukrywam, że wciąż dziwnie się z tym wszystkim czuję. Z jednej strony jest to dzień święta dla Dawida, ale z drugiej wiem, że dalszej współpracy już nie będzie - powiedział po części oficjalnej Dolezal, który tydzień temu został poinformowany przez PZN, że jego umowa nie zostanie przedłużona. O swojej przyszłości nie chciał opowiadać w szczegółach.
Mogę tylko powiedzieć, że mam dwie bardzo konkretne oferty z innych federacji - dodał.
Jedna to kolejna asystentura u Horngachera, ale teraz w reprezentacji Niemiec, a druga to praca głównego trenera w niesprecyzowanym kraju, prawdopodobnie we Włoszech.
Natomiast nowym szkoleniowcem biało-czerwonych ma być Austriak Thomas Thurnbichler, który w poprzednim sezonie był asystentem Adreasa Widhoelzla w rodzimej reprezentacji.