Jak pan ocenia postawę Agnieszki Radwańskiej w finale zawodów w Carlsbad? Co było kluczem do zwycięstwa nad Wierą Zwonariewą?
- Agnieszka rozegrała "mecz życia". W końcu wykorzystała sto procent swojego potencjału i bardzo się z tego cieszę, bo zawsze wierzyłem w jej możliwości. Bardzo szybko się poruszała po korcie i pokazała olbrzymi repertuar technicznych zagrań. Posyłała piłki przy samej linii, co zapierało dech w piersiach. Po zdobyciu przez nią ostatniego punktu od razu wysłałem sms z gratulacjami. Cieszę się, że sukces odniosła w Stanach Zjednoczonych, gdzie jest tylu koneserów tenisa. Ten triumf udowodnił jej klasę. Ze wszystkich pięciu jej dotychczasowych zwycięstw w turniejach, ten uważam - na równi z Eastbourne - za najbardziej prestiżowy.
Jak prezentowała się jej przeciwniczka?
- Rosjanka też zagrała na wysokim poziomie, ale Agnieszka zmuszała ją do błędów swoją regularnością. Dla mnie ten pojedynek był wyjątkowo ciekawy, bo pokazał, że można wygrać technicznym, delikatnym stylem i nie trzeba mieć 185 centymetrów wzrostu jak przesądzają niektórzy znawcy tenisa.
Radwańską czeka jeszcze kilka startów w USA...
- W Toronto wystartował jeszcze bardziej prestiżowe zawody niż w Carlsbadzie, z całą czołówką. Agnieszce będzie trudniej, bo rywalki zawsze chcą pokonać zwyciężczynię ostatniego turnieju. Jednak po tym, co widziałem w meczu ze Zwonariewą, jestem spokojny, że wytrzyma presję. Wcześniej nie udawało jej się kończyć gier, w których była o krok od zwycięstwa. Teraz pokazała dojrzałość.
Uważa pan, że rozłąka z ojcem-trenerem dobrze wpłynęła na formę Radwańskiej?
- Już dawno sugerowałem, że ten układ się wypalił. W ich kontaktach było za dużo niepotrzebnych napięć. Oczywiście, trzeba pamiętać, że bez ojca nic by nie osiągnęła. To jemu siostry Radwańskie zawdzięczają wprowadzenie do wielkiego sportu, jednak ten etap już się skończył. Teraz trenuje pod okiem Tomasza Wiktorowskiego. To spokojny, dobrze wychowany człowiek. Jest jej przyjacielem i świetne się dogadują. Ponadto widziałem, że ma dobre kontakty i jest lubiany na tenisowych salonach.
Czy nie ma pan obaw, że start krakowianki w pięciu turniejach przed US Open to zbyt duże obciążenie?
- Zawsze może się z którejś imprezy wycofać. Myślę, że występ we wszystkich zawodach byłby szaleństwem. Na kortach trawiastych jest to wysiłek głównie psychiczny, jednak na twardych to również bardzo męczące dla organizmu. Do tego dochodzą ogromne upały. Przed Wielkim Szlemem powinna odpocząć, zwłaszcza, że nawierzchnia na US Open sprzyja szybkiej grze.
Jakie to ma dla niej znaczenie?
- Powinno jej to odpowiadać, ona znakomicie się czuje na takich obiektach. Jeśli będzie grać w pełni skoncentrowana i nie będzie miała psychicznych "wahnięć", to zajdzie daleko. O jej umiejętności i formę się nie obawiam. Ważne by była dobrze przygotowana mentalnie. A właśnie tak prezentowała się w Carlsbadzie - bez strachu i przesadnego respektu dla rywalek. To ona rządziła na korcie od początku do końca.