Cezary Kowalski: Poważnie jest pan zadowolony po pierwszym swoim meczu w Polsce? Przecież tego meczu nie dało się oglądać.
Jose Mari Bakero: Dla kibiców i dziennikarzy nie był to pewnie spektakl, ale trenerzy i piłkarze mają trochę inne zdanie. Dużo było taktyki, dużo walki. Gra bez piłki też jest istotna w profesjonalnym futbolu, przesuwanie się formacji itd. Ja naprawdę widziałem rzeczy, które bardzo mi się podobały. Jestem zadowolony z pracy, jaką wykonali zawodnicy podczas tego tygodnia, i z tego, że zagrali tak, jak się umówiliśmy. Wiedzieliśmy, z kim mamy do czynienia, i nie zamierzaliśmy iść na wymianę ciosów, bo mogłoby się to skończyć kolejną porażką.

Przy linii bocznej szalał pan i krzyczał tak, jakby chciał grać razem z drużyną.
Taki jestem, dla mnie ważna jest komunikacja z zespołem. Musimy dużo rozmawiać, być ze sobą. Do tej pory w tej drużynie było zbyt wiele zmian, zawodników, trenerów. Potrzebny jest spokój. Obejrzałem na DVD wiele ich meczów, w których prezentowali się dobrze, a przegrywali 0:1. Trzeba to zmienić. Jak nabiorą do mnie zaufania, pójdziemy w górę. Podstawę mamy, nie przegraliśmy w derbach Warszawy, teraz kolej na zwycięstwa w meczach u siebie.

Reklama

Kiedy w mediach pojawiła się informacja, że dawna gwiazda Barcelony Jose Mari Bakero obejmuje przedostatnią drużynę polskiej ekstraklasy, zabrzmiało to jak żart.
Wiem, wiem. Też tak pomyślałem w pierwszej chwili. Nie znam przecież w Polsce nikogo, nie wiem nic o polskiej piłce, nie kojarzę zawodników. Ale później porozmawiałem z rodziną, prezesem klubu, przeanalizowałem swoją sytuację. Przecież bardzo lubię trenować, a w Hiszpanii siedziałem już jakieś półtora roku bez pracy. Zdawałem sobie sprawę, że Polska to kraj, który się rozwija. Ekonomicznie także. Pomyślałem, że to może być dobre doświadczenie. Wezmę tę robotę i zobaczę, co będzie dalej. No i jestem w Warszawie, wielkiej europejskiej stolicy, która okazała się znacznie ładniejsza, niż przypuszczałem, i do tego prowadzę zespół pierwszoligowy. No i jest ładna pogoda.

To u nas anomalia w listopadzie.
Wiem, pogodę przywiozłem ze sobą (śmiech).

Wiedział pan coś o Polsce wcześniej?
To kraj, który rośnie w oczach, wystarczy wyjrzeć za okno. Wszystko jest w budowie. Ludzie u nas patrzą na wasz kraj jako na szansę zrobienia biznesu. Mnóstwo inwestorów hiszpańskich jeździ do Krakowa. W sytuacji światowego kryzysu też potraficie sobie radzić. Przecież Polska to jedyny kraj w Europie, który nie jest na minusie.

Reklama
Reklama

I dlatego podjął pan pracę tutaj?
Chcę tylko powiedzieć, że my w Hiszpanii mamy oko na Polskę.

Po tygodniu spędzonym w Polsce może pan ocenić zawodników i poziom naszej ligi?
Tak, bo poza meczem z Legią widziałem jeszcze wiele meczów na płytach, które bez przerwy studiuję. Widzę, że gra jest bardzo intensywna, zacięta i ostra. Czasem nawet za ostra, a sędziowie na to pozwalają. Tutaj nawet w tym naszym meczu sędzia pozwalał grać po faulach. Zwłaszcza w środku boiska walczy się niezwykle. To wcale nie jest złe, wyraźnie odróżniacie się tym od Hiszpanii. Są zawodnicy, którzy prezentują wystarczająco wysoki poziom, mają odpowiednie umiejętności. Zobaczyłem np. numer 3 w jakimś meczu i pomyślałem sobie: kurczę, co za zawodnik!

Mówi się, że polska ekstraklasa to najwyżej poziom drugiej ligi hiszpańskiej.
No, my z Polonią jesteśmy teraz na krawędzi, więc można powiedzieć, że to druga liga hiszpańska. Ale mówiąc zupełnie szczerze, to sądzę, że polska ekstraklasa jest lepsza od Segunda Division. Porównanie do Primera Division w wielu innych przypadkach też będzie wyglądało bardzo źle. Przecież hiszpański futbol ma teraz najlepszy okres w historii. Reprezentacja – mistrz Europy, Barcelona – wiadomo, Real – spójrzmy na klasę tych zawodników. Ale jest jeszcze pozostałych osiemnaście zespołów, które już takie super nie są. Sądzę, że poziom polskiej ligi to mniej więcej to, co prezentuje druga, no może trzecia grupa zespołów w Primera Division.

Dlaczego polscy zawodnicy nie grają zatem w hiszpańskich klubach?
Bo nie było u nas tradycji sięgania po graczy ze wschodniej Europy. Tylko to, zapewniam.

Jeden z pana poprzedników w Polonii Bobo Kaczmarek powiedział, że teraz Polonia ma wreszcie zawodnika z klasą. Nazywa się Bakero. I jeszcze teraz w wieku 46 lat mógłby pan wejść na boisko i być najlepszym w tej drużynie.
Dziękuję bardzo, może i mógłbym być, ale tylko przez malutką chwilkę. Miałem poważną operację kolana, nie zagram już tak jak dawniej. Przyznaję jednak, że wciąż lubię grać i fakt, że utrzymuję formę i mogę pokazać jakieś zagrania osobiście, jest moim atutem. Łatwiej zawodnikom uwierzyć, jeśli coś widzą na żywo, a nie mają tylko narysowane.

Jeden z komentatorów zażartował po meczu, że miał pan w Polsce lepszy debiut niż Pep Guardiola w Barcelonie...
To fakt, Pep przegrał z Numancią. Ach, żebym zdobył później tak jak on pięć pucharów (śmiech).

Właściciel Polonii Józef Wojciechowski trenerów traktuje bardzo źle. Wie pan, że w tym roku zwolnił już sześciu?
Wiem. Miałem z nim dwa spotkania, przekaz był klarowny. Wyjaśniliśmy sobie, czego oczekujemy, co jest dla nas ważne. Myślę, że on zdaje sobie sprawę, że nie jestem najlepszym trenerem na świecie. Gdyby tak było, pracowałbym pewnie w Hiszpanii. Wie także, że będę pracował dla tego klubu z całych sił przez cały swój czas.

Sobotnie Gran Derbi Europa, czyli mecz Barcelona – Real, obejrzy pan po raz pierwszy w Warszawie.
Pamiętaj, że wcześniej oba zespoły mają Ligę Mistrzów. Barca gra z Interem. Ale to będzie dla nich szalony tydzień. Z punktu widzenia zawodnika to coś wspaniałego.

Czym się różni obecna Barcelona od tej, w której pan występował?
Styl jest ten sam, ale teraz zawodnicy są lepsi fizycznie, więcej pracują nad taktyką. Obecna Barca jest solidniejsza. My byliśmy nieregularni. Jeden mecz fantastyczny, później gorszy. Teraz trudno znaleźć mecz, w którym można powiedzieć, że piłkarze Guardioli grają słabo.

Dlaczego Hiszpania jest najlepsza w Europie?
Przez ostatnie 20 lat wykonaliśmy ogromną pracę na poziomie podstawowym. Nasi trenerzy jeździli do najlepszych ośrodków za granicą, aby się uczyć i sprawdzać, jak to się robi. Do słynnego francuskiego Claire Fontaine, do Włoch i Niemiec. Wzorem pracy z młodzieżą była dla nas Francja. Poprawialiśmy się systematycznie, zaczęliśmy wygrywać w kategoriach do lat 16., później 19. Wygraliśmy olimpiadę w 1992 r. W czasach Guardioli nastąpiła taka stabilizacja na wysokim poziomie, ale jakiegoś skoku nie byliśmy w stanie zrobić. W końcu jednak ci młodzi dorośli i efekty przyszły. Teraz mamy eksplozję, bo w każdej kategorii wiekowej obowiązywał ten sam system. Zawodnicy od dziecka wiedzą, jak mają grać. Będę nieskromny, ale uważam, że w Hiszpanii genialnie pracuje się z zawodnikami od ósmego roku życia. Zaznaczę też, że to wszystko kosztowało dużo wysiłku i wiele pieniędzy. To samo tyczy się Polski. Nie zrobicie wielkiego futbolu i wielkich drużyn z tygodnia na tydzień. Owszem, można zmienić trenera, jak nie idzie, ale trzeba mieć wizję futbolu.

Będzie pan szukał w Warszawie restauracji, gdzie serwują gazpacho, paellę, jamon serrano, czy zdecyduje się pan na polską kuchnię?
Pewnie, że chcę poznać polskie jedzenie. Jestem ciekawy waszego kraju, kuchni także. Wybieram się na kaczkę.

*Jose Mari Bakero, 46 lat, Bask, trener Polonii Warszawa, w Realu Sociedad San Sebastian grał 8 lat, w Barcelonie 9 lat (zdobył z nią Puchar Europy w 1992 r.); w Primera Division zagrał 489 meczów (czwarty wynik w historii ligi hiszpańskiej); jako trener prowadził rezerwy Malagi i Real Sociedad; ma dziesięcioro rodzeństwa i dwoje dzieci