Najniższy punkt osiągnęła w październiku 2007, kiedy ze łzami przyznała się do tego, czemu publicznie zaprzeczała przez lata - brania sterydów.

Nieco ponad rok po wyjściu z więzienia, gdzie odsiadywała 6-miesięczny wyrok za kłamstwa w śledztwie, Jones postanowiła dać dobry przykład. Nie na bieżni, gdzie jest skompromitowana, lecz na parkiecie koszykarskim. W przyszłym sezonie zamierza dołączyć do jednej z drużyn amerykańskiej ligi WNBA, a wcześniej przez zimę grać gdzieś w Europie.

"Pomyślałam, że to będzie interesująca podróż. Będę mogła podzielić się moim przesłaniem do młodych ludzi na szerszym forum. To będzie moja druga szansa. To ważne, aby pokazać ludziom, że można w życiu popełnić błąd, ale istotne, co zrobi się potem. To zostanie zapamiętane" - tłumaczyła swoją decyzję 34-letnia Jones.

Od wyjścia z więzienia często spotyka się z amerykańskimi studentami, żeby rozmawiać o dokonywaniu właściwych wyborów, które mogą zaważyć na reszcie życia. Dla Jones taką decyzją było: skłamać, czy powiedzieć prawdę, kiedy agenci śledczy pytali ją o stosowanie dopingu i wiedzę na temat czeków podrabianych przez jej byłego męża, również zniesławionego lekkoatletę Tima Montgomery'ego. Odpowiedziała "nie". Jak dziś przyznaje, zburzyła tym kłamstwem wszystko, co wcześniej zbudowała.

"Gdybym zatrzymała się wtedy na 30 sekund i podjęła mądrzejszą decyzję, skonsultowała się z doradcą, albo chociaż wyszła do toalety, żeby spokojnie to przemyśleć, wszystko wyglądałoby inaczej" - mówi Jones.

Była sprinterka jest w świetnej formie i ma szansę zabłysnąć na parkiecie - była podporą drużyny uniwersytetu Północnej Karoliny, który 15 lat temu zdobyła akademickie mistrzostwo USA (NCAA). Ale żadna liczba punktów zbiórek czy asyst nie zetrze dziś ciążącego na niej odium. Nie wszyscy uwierzą w jej szczerą przemianę ani w to, że powiedziała całą prawdę o swoim dopingu. Do nieprzekonanych należał na przykład sędzia, który skazał Jones na 6 miesięcy - maksymalny wymiar kary żądanej przez prokuratorów (przypomnijmy, za fałszywe zeznania, nie za doping). Lekkoatletka przyznała się do niedozwolonego wspomagania tylko w latach 2000 - 2001, twierdzi też, że aż do 2003 r. nie wiedziała, co tak naprawdę bierze.









Reklama