Koncern Reanault zachował natomiast prawo do nazwy oraz pełną kontrolę nad fabryką dostarczającą zespołowi silników w Viry-Chatillon pod Paryżem. Do końca 2010 r. Renault będzie dostarczało także jednostki napędowe do Red Bulla.

Reklama

Bernard Rey, szef teamu Renault, nie krył zadowolenia: - Jestem pewien, że ogromne doświadczenia biznesowe Genii Capital oraz entuzjazm, z jakim podeszli do całego projektu, przyniesie wszystkim same korzyści. Nie możemy się doczekać momentu, gdy znów znajdziemy się na torze, i jak co roku będziemy się ścigać o najwyższe cele - zapewniał szef teamu, który w latach 2005 - 2006 dwukrotnie sięgał po tytuł mistrza świata.

Zgodnie ze wstępnymi ustaleniami wszystkie decyzje będą podejmowane wspólnie. Trudno jednak uwierzyć, by Lopez, od którego podpisu będzie zależał los inwestycji w Renault, pozwolił się zepchnąć na boczny tor i bez słowa sprzeciwu przekazywał kolejne miliony na części do bolidów. Ten boss z Luksemburga, który dał się przede wszystkim poznać jako twórca Skype’a, wcale nie ukrywa, że dla niego obecność w Formule 1 to możliwość rozreklamowania swojej firmy oraz zwiększenia zasobności portfela. Pierwsza decyzje zapadły jeszcze przed podpisaniem umowy - Chińczyk Ho-Pin Tung został drugim obok Roberta Kubicy kierowcą w teamie Renault.

Kubica bardzo nieufnie podchodzi do planów inwestycyjnych nowego właściciela. Przed Polakiem, który we francuskiej grupie zastąpił Feranando Alonso (Hiszpan podpisał dwuletni kontrakt z Ferrari -red.), postawiono zadanie przywrócenia zespołowi jego dawnego blasku. Nic więc dziwnego, że w środę ogłosił, że... zastanawia się nad swoją przyszłością we francuskiej stajni. - Chcielibyśmy wiedzieć więcej o planach Genii Capital, jakie kto będzie miał miejsce w teamie. Nie zapominajmy bowiem, że partnerzy są różni, może być tzw. sleeping partner, który usunie się w cień, bądź taki, który będzie chciał wszystko kontrolować - martwi się Daniele Morelli, menedżer Polaka. - Naturalnie nie występujemy przeciwko nowym władzom, ale istotna jest dla nas informacja, choćby kto będzie prowadził zespół i jaka będzie jego strategia na przyszły sezon. Dlatego potrzebujemy kilku dni na przemyślenie całej sytuacji. Ale nie jestem w stanie teraz powiedzieć, czy Robert zostanie, czy nie w Renault - zakończył Włoch.

Reklama

Sezon 2009 dla francuskiej stajni był pasmem porażek i kompromitacji. Inaczej bowiem nie można nazwać zaledwie 8. miejsca w klasyfikacji konstruktorów (na 10 startujących zespołów - red.) czy ujawnienia tzw. afery singapurskiej, w którą zamieszany był szef teamu Flavio Briatore wraz z dyrektorem inżynierów Patem Symondsem. Obydwaj namówili w 2008 r. Nelsinho Piqueta jra, by specjalnie rozbił swój bolid na jednym z okrążeń, dzięki czemu wyścig wygrał jego kolega z teamu Fernando Alonso. Włoski menedżer otrzymał dożywotni zakaz udziału w sportach motorowych, a sam zespół karę dyskwalifikacji w zawieszeniu za złamanie przepisów o bezpieczeństwie.

Do tego pojawiły się poważne problemy finansowe. Na początku sezonu 2009 ze sponsorowania zespołu wycofał się holenderski ING, niedługo później zdezerterował także drugi z poważnych partnerów hiszpański bank Mutua Madrilena, który podpisał umowę z konkurencyjnym Ferrari. W listopadzie okazało się, że w budżecie na sezon 2010 r. brakuje około 30 mln euro. Pojawiły się głosy, że Renault podzieli wkrótce los BMW, Toyoty i Hondy, i wycofa się z F1 mimo podpisania umowy Concorde, gwarantującej m.in. prawo w podziale zysków z praw telewizyjnych oraz miejsce w F1. Jedynym ratunkiem okazało się sprzedaż udziałów.

Decyzja Lopeza o wykupieniu pakietu większościowego w Renault i wkroczenie do Formuły 1 była ogromnym zaskoczeniem. Tytuł magisterski zdobył on na wydziale prawa na uniwersytecie w Miami, prawdziwą karierę jednak zaczął robić w mediach elektronicznych, szczególnie w e-biznesie. Powołał do życia Icon Solutions, jedną z pierwszych firm internetowych, kolejne były Fortune 1000 oraz istniejące nadal Mangrove Capital Partners i Genii Capitals, której jest współudziałowcem. Teraz jednak zainwestował w Formułę 1. Dlaczego?

Reklama

- Obecna sytuacja w F1 stwarza doskonałe warunki dla rozwoju nowych zespołów i pojawienia się nowych inwestorów. Nie jest to na pewno okres niepewności, ale nowych szans - powiedział podczas forum biznesowym w Monako Lopez. - Dla nas F1 to przede wszystkim biznes. Sport ten posiada niezwykle wysoki poziom globalnej świadomości, który może zostać wykorzystany do rozwoju nowych inwestycji zarówno na tradycyjnych, jak i wschodzących rynkach. To są nowe źródła dochodów, które należy zbadać - dodał.

Czego powinien obawiać się Robert Kubica? Lopez to inwestor, który będzie oczekiwał przede wszystkim szybkich zysków przy minimalnych własnych nakładach finansowych. Niewykluczone, że Polak, który miał obiecany kontrakt w wysokości 6 mln euro rocznie, wzorem kierowców Brawn GP, będzie musiał się zrzec 80 proc. swoich dochodów. A jeśli nie będzie wyników, to za kilka miesięcy, zamiast świętowania sukcesów, będzie bezrobocie i znów poszukiwanie miejsca w innym teamie. Pytanie tylko, czy opłaca się czekać?