"Mamy mnóstwo atrakcji i nie musimy wychodzić poza obręb strzeżonego obszaru. Jest małe kino, gry playstation, scrabble, bilard. Każdy znajdzie coś dla siebie" - mówi panczenistka Katarzyna Woźniak. Zawodniczka Stegny Warszawa ma czasu dla siebie znacznie więcej niż pozostali. Z powodu rozcięcia nogi i konieczności założenia trzech szwów na wysokości ścięgna Achillesa podopieczna Ewy Białkowskiej nie może normalnie trenować.
"Jest już coraz lepiej. Wprawdzie jeszcze nie założyłam łyżew, ale nie muszę chodzić też o kulach. Jeżdżę trochę na rowerku stacjonarnym i ćwiczę na siłowni" - dodała. Całe dnie spędza zatem w wiosce olimpijskiej, która wyposażona jest w doskonałą salę do fitnessu, a zaraz obok mieści się poliklinka oraz odnowa biologiczna.
Polscy sportowcy budynek dzielą wraz z Niemcami oraz Rumunami. "Do tej pory nawet nie było czasu, by jakoś szczególnie zaznaczyć naszą obecność tutaj. Dopiero we wtorek z grupą wolontariuszy wywiesiliśmy z każdego balkonu biało-czerwone flagi" - poinformował szef polskiej misji Kazimierz Kowalczyk.
W siedzibie przedstawicieli Polskiego Komitetu Olimpijskiego praca wre na całego. "Ciągle jest coś do zrobienia. Organizujemy spotkania z Polonią, rozprowadzamy bilety, dbamy o kontakt z mediami. Jest tego naprawdę sporo" - powiedziała Ewelina Wawrynkiewicz, która zajmuje się przede wszystkim "papierkową robotą".
Wszyscy z lekkim poddenerwowaniem czekają na uroczyste wciągnięcie polskiej flagi na maszt w wiosce olimpijskiej, które nastąpi w środę o godz. 15.00 czasu miejscowego.
"To zawsze szczególny i podniosły moment. Od tej chwili jesteśmy pełnoprawnymi mieszkańcami wioski. Z tym związane są zawsze emocje i przygotowania. Musimy zadbać o to, by chętni znaleźli się na liście gości, a sportowcy byli jednakowo ubrani. To wydaje się takie proste, a potem okazuje się, że nie do końca wszystko zagrało" - dodał Kowalczyk.
Szef polskiej misji, który wielokrotnie pełnił już tę funkcję, zauważył jak bardzo z biegiem czasu zmieniły się przyzwyczajenia oraz upodobania polskich sportowców.
"Kiedyś wszyscy czas spędzali albo spotykając się w living roomie, albo siedzieli we własnych pokojach. A teraz? Najczęściej spotykam ich na korytarzu. Biorą ze sobą laptopy, kładą je na kolana i niejednokrotnie wszyscy razem rozmawiają przez skype'a z jedną osobą z Polski. Potrafią też po prostu siedzieć ze słuchawkami na uszach, ważne by na podłodze" - śmiał się.
W wiosce olimpijskiej w Vancouver mieszkają panczeniści, snowbordziści, łyżwiarze figurowi oraz specjaliści od toru krótkiego.