"W ciągu najbliższych kilku dni zobaczymy, że igrzyska nabiorą rozmachu. Myślę, że ludzie naprawdę będą się nimi cieszyć" - powiedział Mark Adams, rzecznik MKOl.

Wiadomość o śmierci na torze gruzińskiego saneczkarza na kilka godzin przed ceremonią otwarcia to dla Kanadyjczyków ogromny cios - sprawił, że ich Vancouver 2010 przejdzie do historii jako najtragiczniej rozpoczęte igrzyska olimpijskie. "To była najgorszy telefon, jaki mogłem otrzymać" - przyznał John Furlong, szef komitetu organizacyjnego igrzysk nazywanego w skrócie Vanoc.

Reklama

Tragedia saneczkarza nie jest jedynym wydarzeniem, przez które w Vancouver nie wszystko idzie zgodnie z planem. Techniczne komplikacje, które zakłóciły ceremonię zapalenia znicza olimpijskiego, właściwie można uznać za nieistotny drobiazg. Sztafetę olimpijską miało jednocześnie zakończyć czworo sportowców: legenda hokeja Wayne Gretzky, narciarka Nancy Greene, koszykarz Steve Nash i łyżwiarka Catriona LeMay Doan. Tej dość nowatorskiej kombinacji nie wytrzymał sam znicz – jeden z gigantycznych filarów nie wysunął się z podłoża. Doan nie miała czego zapalić, mogła tylko stać i machać pochodnią. W Vanoc podkreślają jednak, że mimo awarii ceremonia okazała się spektakularnym show, które przyciągnęło przed telewizory rekordową widownię.

Na żywo śledziło ją pod dachem hali B.C. Place 60 tys. zachwyconych widzów. Tymczasem na ulicach centrum Vancouver panowała znacznie mniej przyjemna atmosfera. Razem z igrzyskami ruszyły antyolimpijskie protesty. Policyjne reporty mówią o 200 agresywnych manifestantach, którzy wybijali szyby, wywracali skrzynki z gazetami, znaki i bariery drogowe, sprayowali samochody i autobusy, a nawet obrażali przechodniów.

Reklama

Rozruchy nasiliły się w sobotę, kiedy policja aresztowała siedem osób.

Przy wielu znaleziono niebezpieczne narzędzia. Przeróżne grupy interesu przy okazji igrzysk usiłują ściągnąć na siebie uwagę, nie złożą broni do końca zmagań. Na wczoraj zapowiadano marsz upamiętniający zaginięcie wielu kobiet z rdzennych plemion zamieszkujących Kanadę.

Kto wie, czy nie większe kłopoty niż wandale sprawia na tych igrzyskach pogoda. Na górze Cypress Mountain w Vancouver brakowało śniegu, natomiast w resorcie górskim Whistler okazało się go zdecydowanie za dużo. Przez ostatnie dni 1200 osób - robotników i wolontariuszy - dzień i noc machało łopatami, usuwając go z narciarskich tras. Deszcz i roztopy sprawiły, że śnieg jest za miękki, aby rozegrać na nim konkurencja alpejskie. Zaplanowany na weekend zjazd mężczyzn przesunięto na poniedziałek, a superkombinację kobiet na czwartek - o ile oczywiście do tego czasu uda się przygotować trasy.

Reklama

Pod względem sportowym Kanadyjczycy też mogą odczuwać lekki zawód - jeżdżąca po muldach Jennifer Heil, która miała dać im pierwszy zdobyty we własnym kraju złoty medal olimpijski, musiała zadowolić się srebrem.

Humor poprawiły im hokeistki, miażdżąc w I rundzie Słowaczki 18:0.